Gdy wieczorem wróciliśmy z Antkiem z urodzinek w sali zabaw, od wejścia powitał nas cudowny zapach pieczonych ciastek….
To nasza 8-letnia Zosia, która na dwie godziny została sama w domu i wykorzystała kruche bezglutenowe ciasto, zostawione przeze mnie w lodówce…. Ależ jestem dumna z naszej córeczki!
Zosia uwielbia pichcić, a najbardziej wtedy, gdy ja śpię lub nie ma mnie w domu. Wtedy powstają jej aromatyczne sosy czosnkowe na bazie jogurtu greckiego, napoje miodowo-cytrynowe oraz kasze z dodatkami (ostatnio dostałam grykę z czerwoną porzeczką od dziadka, wynalezioną przezeń w zamrażarce).
Moje rady ją nieco irytują, choć czynię je przecież spokojnie, delikatnie i na zasadzie podpowiedzi….
Tak czy inaczej wczoraj Zosia upiekła bezglutenowe ciasteczka. Sama stworzyła sobie warsztat pracy. Z szafy wydostała drewnianą stolnicę, wydobyła z różnych zakamarków wałeczek i foremki, mąkę ziemniaczaną do podsypywania, papier do pieczenia, a nawet posypki do zdobień. Ponieważ często podczas moich prac proszę ją, by ustawiła mi piekarnik, doskonale umie się z nim obchodzić i wie, że zazwyczaj pieczemy w 180 stopniach. Ze wszystkim dała sobie radę!
Gdy weszłam do domu, pachniało bajecznie! Uśmiechnięta Zosia pokazała mi najpierw talerz po zjedzonym obiedzie (z konsultacji telefonicznych wiem, że jadła około 1,5 godziny :)). Ale ja od razu dostrzegłam dwie blachy jej pierwszych w życiu, wyłącznie samodzielnych ciasteczek! Najpiękniejsze na świecie! Zosia promieniała radością. Stała przy stole i …. upieczone ciasteczka smarowała białkiem, oddzielonym uprzednio od żółtka specjalnym urządzeniem, które dostała od cioci Lilki na urodzinki.
Chyba przyszłam w porę, bo zdążyła posmarować i posypać dopiero parę ciasteczek….
– Wiem mamo, że miałam to zrobić przed upieczeniem, ale zapomniałam – rzuciła przez ramię. – Po prostu udekoruję teraz i wstawimy na chwilę do piekarnika, co?
Pomysł w zasadzie dobry, ale zaproponowałam, że tym razem zrobimy lukier i posypki przyczepimy do lukru :).
Przygotowałam lukier, a Zosia smarowała swoje ciasteczka pędzelkiem i posypywała je ozdobami (bezglutenowymi z Lidla). I dopiero wtedy dowiedziałam się, jakie jest przeznaczenie jej pierwszych, samodzielnych wypieków.
– Jutro do szkoły przychodzi Mikołaj i chcę go poczęstować ciasteczkiem – zdradziła sekret. – Chcę też poczęstować całą moją klasę.
No, no, Zosi klasa jest już zaznajomiona z bezglutenowymi smakołykami, ale takiej gratki jeszcze nie mieli: zupełnie samodzielne, bezglutenowe dzieło koleżanki! Domyślam się tylko, jakie to dla Zosi ważne, poczęstować koleżanki i kolegów swoimi własnymi, na dodatek bezglutenowymi wypiekami….
Zdjęcie pierniczków z dumą wrzuciłam na prywatnego Facebooka. Po chwili Zosia dostała sms-a od Livii, sąsiadki z dołu:
„Zosiu, jeśli te Twoje ciasteczka są tak dobre jak pachną, to jesteś mistrzem pieczenia!!!! Gratuluję :)”
A Zosia, gryząc zgrilowanego, bezglutenowego kabanosa odpisała:
„Bardzo dziękuję za uznanie, ale troszkę je spaliłam :):):):):):) niektóre posypałam czekoladką”.
Prostuję: niczego Zosia nie spaliła…. Kilka ciasteczek, tych wykrojonych z cienko rozwałkowanego ciasta, może trochę bardziej się przypiekło, ale spalone na pewno nie są. Potem Zosia zdradziła mi, że za pierwszym obawiała się wyjąć gorącą blachę z piekarnika. Nie wiedziała też, ile czasu piec ciasteczka.
– Następnym razem sprawdź na naszym blogu – podpowiedziałam, bo ten blog powstał m. in. z myślą o Zosi – by brała stąd przepisy jak z domowej książki kucharskiej.
– Dobra, ale to następnym razem – zgodziła się nasza mistrzyni cukiernictwa i zasnęła…
A ja, spokojna o jej wreszcie zapełniony żołądek, wykroiłam ciasteczka z tej resztki ciasta, zostawionej w lodówce. W ramach eksperymentu użyłam do dekoracji (przed pieczeniem) deseru owocowego Just! firmy Menii – z międzynarodowym Przekreślonym Kłosem (nie musiałam czytać składu, uff – jest dobry kłos, to kupuję bez zastanowienia).
Jednego bałwanka Zosia przechwyciła rano, do swojego pudełka.
– Ten będzie dla Mikołaja, dobrze? Żeby się wyróżniał….
A gdyby ktoś był ciekaw, to nie dałam wczoraj Zosi przyzwolenia na swobodne zjedzenie ciasteczek (ale doskonale wiem, że podjadała je ukradkiem, a w czasie pieczenia raczyła się posypką ;) …. Nie mogła też zjeść czekoladki z kalendarza adwentowego. U nas jest zasada: słodkości są dopiero wtedy, gdy przez cały dzień jesz to, co pożywne. I zasady nie zmienia nawet fakt, że Zosia dokonała tak fantastycznego dzieła. Pochwaliłam ją za samodzielność i życzyłam smacznego na dzisiaj, podczas wspólnej w klasie degustacji ciasteczek :).
TUTAJ ZNAJDZIESZ INNE ARTYKUŁY O DIECIE BEZGLUTENOWEJ W PRZEDSZKOLU I SZKOLE
Śniadaniówka bezglutenowego ucznia – przekąski
Bezglutenowe Andrzejki w przedszkolu
Przedszkolanka zaszkodziła bezglutenowemu dziecku
Dieta bezglutenowa w przedszkolu
Bezglutenowe dziecko w przedszkolu i szkole
Back to school gluten-free + konkurs
Świąteczne łzy bezglutenowych dzieci
Bezglutenowe dzieci na łasce urzędników
Bezglutenowa przekąska dla ucznia
Z radością żegnamy przedszkole
Dyrektorka doprowadziła mamę do łez
Śniadaniówka bezglutenowego niejadka
Gdy bezglutenowego przedszkolaka kusi to, co koledzy jedzą przy stoliku
Sanepid: można przynosić jedzenie dla bezglutenowego przedszkolaka
Przedszkolak rozchorował się na „bezglutenowym” wikcie
Przedszkole nakarmi bezglutenowe dziecko, ale
Bezglutenowe dziecko idzie na glutenowe urodziny