W akredytowanym laboratorium zbadałam na obecność glutenu produkty oznaczone różnymi przekreślonymi kłosami. Postanowiłam sprawdzić, czy produkty z różnymi znakami graficznymi przekreślonego kłosa są naprawdę bezglutenowe? Czy są bezpieczne dla osób z celiakią i na ścisłej diecie bezglutenowej, czy jednak powinny budzić nasze wątpliwości, jak twierdzą niektórzy? Czy ktokolwiek ma monopol na „jedyny prawdziwy przekreślony kłos”? Co grozi rynkowi bezglutenowemu w Polsce? Czy inne znaki to podróbki? Dzisiejszym wpisem rozpoczynam kampanię „Nie ma lepszych lub gorszych przekreślonych kłosów”. Akcja ma pokazać, że nie tylko jeden znak gwarantuje bezpieczeństwo produktów bezglutenowych. W ramach kampanii Bezglutenowa Mama będzie badać produkty z przekreślonym kłosem i publikować wyniki, a w razie potrzeby – powiadamiać o błędach Główny Inspektorat Sanitarny. Już mam pierwsze wyniki badań na zawartość glutenu w dziesięciu produktach oznaczonych różnymi znakami przekreślonego kłosa. A jeśli jesteście ciekawi ożywionej dyskusji na ten temat, która toczy się na profilu Bezglutenowej Mamy na Facebooku – KLIK.
Dlaczego Bezglutenowa Mama rozpoczyna kampanię „Nie ma lepszych lub gorszych przekreślonych kłosów”? To odpowiedź na informacje, jakoby prawdziwy znak przekreślonego kłosa był tylko jeden, ten licencjonowany, z literką „c” w kółeczku, nadawany przez Polskie Stowarzyszenie Osób z Celiakią i na Diecie Bezglutenowej. To protest środowiska bezglutenowego przeciw monopolizowaniu symbolu, który ma kilkudziesięcioletnią tradycję i nie może stać się czyjąkolwiek własnością. To niezgoda na deprecjonowanie innych producentów żywności bezglutenowej, którzy choć nie kupują licencji stowarzyszenia, to najczęściej dokładają najwyższych starań w trosce o bezglutenowość swoich wyrobów. Wreszcie kampania to głos w interesie nas, chorych na celiakię. Nie chcemy, by ktokolwiek psuł rynek żywności bezglutenowej w Polsce, wprowadzał chaos czy dezinformację. W konsekwencji takich działań niektórzy producenci żywności są przekonani, że nie mają prawa używać żadnego znaku przekreślonego kłosa, gdyż jest on czyjąś własnością…. Nie może być zgody na to, by produkty oznaczone innym znakiem graficznym, niż ten licencjonowany, automatycznie były stawiane na cenzurowanym. Przekreślony kłos od dziesięcioleci jest symbolem żywności bezglutenowej na całym świecie. Nieważne: zielony czy czerwony, zastrzeżony w urzędzie patentowym czy stworzony przez firmowego grafika, pochylony w lewo czy w prawo… Przekreślony kłos to przekreślony kłos. Powstał jeszcze przed stowarzyszeniami i nie można go zawłaszczać.
Zatem kampania „Nie ma lepszych lub gorszych przekreślonych kłosów” jest potrzebna nam – chorym na celiakię, ale również producentom, których ktoś stara się dyskredytować i być może – w konsekwencji – eliminować z rynku.
Czas mówić o tym głośno i wyraźnie: nie istnieje ani jeden, wyróżniony i umocowany prawnie jako autentyczny i najlepszy, graficzny znak przekreślonego kłosa. Wyraźnie czytamy o tym w odpowiedzi na interpelację poselską z 2017 r. KLIK. Zapisano tam m. in.: „Odnosząc się do stwierdzenia, że < >, uprzejmie informuję, że nie funkcjonuje żaden oficjalny państwowy – krajowy lub unijny system nadawania symbolu przekreślonego kłosa (pogrubienie – BM). W związku z tym uzyskiwanie przez producentów żywności licencji, certyfikatów lub zezwoleń nadawanych przez organizacje pozarządowe np. Polskie Stowarzyszenie Osób z Celiakią i na Diecie Bezglutenowej, jest dobrowolne. Działalność tych organizacji w powyższym zakresie nie jest nadzorowana przez instytucje państwowe.”
Potwierdzeniem polskiego, urzędowego stanowiska jest sytuacja na bezglutenowym rynku w Czechach, we Włoszech, na Słowacji, Węgrzech, w Niemczech czy w Portugalii i Hiszpanii, gdzie w sieciach i sklepach kupimy wiele produktów gluten-free opatrzonych autorskimi znakami przekreślonego kłosa. Na półkach nie dominuje znak zastrzeżony, z literką „c” w kółeczku. Sieci handlowe i konsumenci ufają specjalistycznym producentom, a nie tylko licencjonowanym.
Chcę wyraźnie podkreślić, że nie walczę z produktami oznaczonymi licencjonowanym znakiem przekreślonego kłosa i nie zachęcam nikogo do rezygnacji z licencji. Producenci tych wyrobów dają pełną gwarancję bezpieczeństwa dla osób z celiakią i na ścisłej diecie bezglutenowej. Doceniam, że wkładają dużo trudu i pracy w zapewnienie jedzenia, które jest lekarstwem dla chorych na celiakię czy fenyloketonurię. I zawsze, jeśli mam do wyboru: produkt bezglutenowy nieznanego, nie budzącego zaufania producenta, i produkt z licencją, wybieram ten drugi. Zdarza się bowiem, że nieuczciwi piekarze oferują „chleb bezglutenowy”, a wędliniarze – np. bezglutenowy pasztet z dziczyzny (ale zapominają dodać, że foremka była wysypana pszenną bułką tartą). Dlatego konsumenci na diecie bezglutenowej muszą zachowywać dużą czujność na zakupach KLIK – Jak robić bezglutenowe zakupy?
Owszem, licencjonowany znak przekreślonego kłosa jest ceniony, rozpoznawalny przez osoby z celiakią i na diecie bezglutenowej, a także przez kucharzy czy hotelarzy i bardzo ułatwia bezglutenowe zakupy. Jednak – podkreślam – nie może być uznawany w Europie za jedyny gwarant bezglutenowości.
Historia przekreślonego kłosa sięga kilkudziesięciu lat (mnie towarzyszy od niemal 41 lat), natomiast międzynarodowa licencja na używanie określonego znaku towarowego przekreślonego kłosa (na zdjęciu poniżej) istnieje w Polsce dopiero od 2009 r. Licencja jest płatnym, prywatnym projektem (podobnym np. do godła Teraz Polska) i po spełnieniu określonych warunków jest udzielana producentom przez stowarzyszenia bezglutenowe w Europie (u nas – Polskie Stowarzyszenie Osób z Celiakią i na Diecie Bezglutenowej w Warszawie). Twórcą licencji jest Europejskie Zrzeszenie Stowarzyszeń Osób z Celiakią (więcej na: www.aoecs.org).
Do niedawna Stowarzyszenie Przekreślony Kłos z Bydgoszczy niektórym firmom udzielało swój znak graficzny przekreślonego kłosa. Ostatecznie, wskutek konfliktu ze stowarzyszeniem z Warszawy, stowarzyszenie z Bydgoszczy wycofało się z projektu (konflikt opisał m. in. w 2017 r. Mistrz Branży KLIK).
Obecnie w Polsce trwa dość mocna kampania promująca licencjonowany, prywatny znak przekreślonego kłosa (na zdjęciu obok) jako jedyny gwarant bezglutenowości produktów. Przyznam, że jeszcze kilka lat temu, jako bardzo aktywny członek i wolontariusz Polskiego Stowarzyszenia Osób z Celiakią i na Diecie Bezglutenowej, sama niczym lew walczyłam, by jak najwięcej producentów kupowało licencję. Publikowałam liczne wpisy na blogu, podkreślające bezpieczeństwo produktów z – jak to ładnie się określało – międzynarodowym przekreślonym kłosem.
Walczyłam, bo wiedza na temat żywności bezglutenowej w Polsce była na niższym poziomie, niż obecnie. Minęło jednak parę lat i świadomość producentów oraz pacjentów zdecydowanie wzrosła (choć jeszcze jest wiele do zrobienia). Z pomocą przyszły nam krajowe i unijne przepisy. I trzeba mówić wprost: dziś licencjonowany znak przekreślonego kłosa nie jest jedynym gwarantem prawdziwie bezglutenowej żywności. Zresztą trudno wymagać, by każda bezglutenowa konserwa czy wędlina posiadała odpłatną licencję! W moim domu jada się zarówno produkty z licencjonowanym znakiem, jak i z innymi przekreślonymi kłosami. Jemy też produkty z etykietą świadczącą, że dany wyrób nie zawiera glutenu ani krzyżowych zanieczyszczeń. I wszystko jest OK, co potwierdzają Zosi oraz moje wyniki przeciwciał związanych z monitorowaniem diety bezglutenowej. Wiele osób ma podobne doświadczenia. Dlatego próby skupienia wszystkich produktów bezglutenowych pod jednym komercyjnym, odpłatnym znakiem może budzić podejrzenia, iż wynika to wyłącznie z biznesowych pobudek …
Ponownie podkreślę – nigdy nie twierdziłam i nie twierdzę, że płatny znak stowarzyszenia nie ma żadnego znaczenia. Owszem, produkty nim oznaczone na pewno są bezpieczne dla osób z celiakią i na ścisłej diecie bezglutenowej, podobnie jak setki produktów z innymi znakami graficznymi przekreślonego kłosa.
Stowarzyszenie z Warszawy od paru lat, z pieniędzy ze składek członkowskich i z wpływów z 1% podatku, bada produkty na obecność glutenu. Badaniom są poddawane zarówno wyroby oznaczane (napisem lub znakiem) jako bezglutenowe, jak i te ogólnodostępne (np. przyprawy, czipsy). Te badania są bardzo potrzebne, pomagają bowiem kontrolować producentów. Bywa, że ujawniają przekroczenie glutenu (powyżej 20 ppm). Wówczas stowarzyszenie powiadamia Główny Inspektorat Sanitarny, który wszczyna procedurę wycofania produktu z rynku i zbadania nieprawidłowości. To bardzo ważny i potrzebny krok, ale brak mu dalszego ciągu (o tym przeczytacie pod koniec tego wpisu).
Tegoroczna afera z firmą Denver Food z Pomorza pokazuje, jak ostra toczy się walka. Firma jest dużym graczem na rynku bezglutenowym. Konfekcjonuje i dystrybuuje w całej Polsce m. in. bezglutenowe mąki, kasze, strączki, bakalie, makarony itd., również w kategorii BIO. Denver Food z różnych względów nie kupuje licencji od stowarzyszenia, choć od lat stara się, mimo kilku potknięć, o zapewnienie bezglutenowości swych produktów (bada regularnie produkty, zdobywa surowce od sprawdzonych producentów). Denver Food, jako jedyna marka w Polsce, oferuje nam m. in. bezglutenową mąkę gryczaną pełnoziarnistą. Jej produkty są dostępne w wielu sklepikach eko, a bogactwo oferty pozwala na urozmaicenie i wzbogacenie diety bezglutenowej w cenne składniki.
Latem br. warszawskie stowarzyszenie w laboratorium Centrum Zdrowia Dziecka zbadało bezglutenową mąkę owsianą tej marki. Poziom glutenu był przekroczony i wynosił 37 ppm (przy górnej granicy 20 ppm). Jednocześnie w tym samym badaniu wykryto zdecydowanie poważniejsze przekroczenie poziomu glutenu w płatkach owsianych bezglutenowych GO EKO marki Netto (czytaj obok), które wyniosło niemal 100 ppm, czego jednak nie potwierdziły kolejne badania urzędowe i producenta. Do dziś nie upubliczniono ciągu dalszego tej sprawy, ale cała Polska dowiedziała się o mące owsianej z Denver Food (ciąg dalszy tej sprawy już wkrótce na blogu).
Badania zlecone przez warszawskie stowarzyszenie pod koniec lipca br. wykazało, że płatki owsiane bezglutenowe GO EKO marki Netto zawierają niemal 100 ppm (przy górnej granicy 20 ppm). Powiadomiono Głównego Inspektora Sanitarnego. Ustalił on podczas urzędowej kontroli, że w wyniku wewnętrznej procedury firma wycofała płatki ze sprzedaży i przekazała je do badań – wynik wyniósł 6,25 ppm. W sierpniu Sanepid pobrał do badań próbkę płatków z wycofanej partii, w której badania stowarzyszenia wykazały prawie 100 ppm. Jaki był wynik Sanepidu? Zdziwicie się: poniżej 5 ppm. Taki sam niski poziom glutenu wykryto w innej partii płatków bezglutenowych GO EKO. Oznacza to, że płatki owsiane bezglutenowe z Netto zawierają poniżej 20 ppm glutenu, są bezglutenowe i mogą być oznaczone przez producenta w taki właśnie sposób. Sieć Netto poszła dalej: niedawno ponownie zbadała płatki owsiane z obu partii i nadal wyniki wyniosły poniżej 20 ppm. Czy ktokolwiek upublicznił te informacje? NIE. Czy dowiedzieliście się, że płatki owsiane bezglutenowe GO EKO są jednak dla nas bezpieczne? Pytanie retoryczne… Bezglutenowa Mama ustaliła to w wyniku dziennikarskiej pracy KLIK.
Efektem mówienia o jednym, najbardziej wiarygodnym i oryginalnym znaku przekreślonego kłosa są publikacje u partnerów współpracujących z Polskim Stowarzyszeniem Osób z Celiakią i na Diecie Bezglutenowej, podające informacje wprowadzające pacjentów w błąd. Na stronie glutendetect.pl KLIK PEŁNY TEKST czytamy m. in.:
„Prawdziwy znak jest tylko jeden. Czy rozpoznasz go w gąszczu podobnych znaków? Pamiętajmy, że producenci mogą zamieszczać swoje własne grafiki informujące konsumenta o tym, że produkt jest bezglutenowy. Jednak w takim wypadku musimy liczyć na prawdomówność producenta, bo nie ma on obowiązku przeprowadzania żadnych badań dotyczących obecności glutenu w produkcie. Jeżeli jednak znak jest łudząco podobny do oryginału, będzie to już wprowadzanie konsumenta w błąd. Poniżej przedstawiamy kilka znaków, z którymi spotkaliśmy się na polskim rynku, oczywiście pod numerem 5 znajdziecie oryginał (patrz niżej: zdjęcie ze strony glutentetect.pl). To on daje nam gwarancję, że produkt jest bezpieczny dla osób chorujących na celiakię. Warto mieć na uwadze, że program ELS nie audytuje produktów opatrzonych innymi znakami. Tylko i wyłącznie od producenta zależy, czy będzie się on starał o przyznanie licencji. Cieszy jednak fakt, że licencjonowany znak zyskuje coraz większe zaufanie konsumentów, a to powoduje, że firmy decydują się na wzięcie udziału w programie i rezygnują z własnych oznaczeń.”
Pod tekstem pojawił się jeszcze komentarz:
„Bardzo przydatny artykuł. Faktycznie, na półkach sklepowych coraz więcej produktów z pseudo znakiem przekreślonego kłosa (pogrubienie – BM). Tak się czasem zastanawiam, gdzie mają sumienie producenci? Czy nie zdają sobie sprawy, jak wielką krzywdę wyrządzają ludziom chorym, opisując produkt jako bezglutenowy, gdy w rzeczywistości wcale takim nie jest? Ja sama, będąc już 14 lat na diecie, czasem się waham w sklepie, czy znak jest podróbą czy autentykiem (pogrubienie – BM). Myślę, że powinno się apelować do producentów, pokazywać im skutki jedzenia glutenu przez chorych na celiakię czy nietolerancję. Wydajemy fortunę na żywność bez glutenu, a potem czyjaś nieodpowiedzialność i chciwość niweczy efekty naszej diety. Czy na takich ludzi nie powinien znaleźć się paragraf?[…]” Ewa z Wrocławia
Bezglutenowa Mama pyta zatem: czy takie publikacje są uczciwe wobec pacjentów z celiakią i osób będących na diecie bezglutenowej z przyczyn zdrowotnych?! Co to znaczy: „oryginał znaku przekreślonego kłosa”?! I to nieprawda, że producenci nie mają obowiązku badania produktów oznaczanych jako bezglutenowe – w momencie urzędowej kontroli muszą okazać urzędnikom dowody na bezglutenowość wyrobów.
W świat idzie jasny przekaz: licencjonowany Znak Przekreślonego Kłosa jest tylko jeden i tylko ten gwarantuje 100% bezpieczeństwo spożycia. Ale to przecież dezinformacja! Czy komuś zależy na budowania strachu wśród osób chorych na celiakię i wśród rodziców dzieci na diecie bezglutenowej?
Bo przecież człowiek, który przed wykryciem celiakii poważnie chorował, zrobi wszystko, by zadbać o ścisłą dietę bezglutenową, na bazie sprawdzonych i „jedynych słusznych” produktów. Marketing jest tak skuteczny, że nawet niektórzy lekarze gastroenterolodzy, w trosce o skuteczne leczenie celiakii, zalecają rodzicom kupowanie produktów tylko z licencją. Rodzice, którzy przeczytają takie informacje czy artykuły, będą być może negować wszelkie inne produkty bezglutenowe, oznaczone „niewłaściwym” przekreślonym kłosem. Nauka nie idzie w las. Na szkoleniach, warsztatach i lekcjach z dziećmi na diecie bezglutenowej już czteroletnie brzdące mówią, że „trzeba kupować tylko to, co ma przekreślony kłos z literką „c” w kółeczku”… Jakie mogą być konsekwencje?
Jaki może być efekt takich działań promujących „jedyny prawdziwy przekreślony kłos”? Może zadziałać efekt domina:
Akcja promująca licencjonowany przekreślony kłos jest dość skuteczna. Bywa, że producenci, w obawie przed posądzeniem o plagiat, obawiają się oznaczać swoje produkty bezglutenowe znakiem przekreślonego kłosa. Niektórzy są bowiem przekonani, jakoby nie mieli prawa używać żadnego znaku przekreślonego kłosa bez wykupienia licencji! Inni dowiadują się z kolei, że po wprowadzeniu licencjonowanego znaku ich produkty będą atrakcyjne dla sieci, które ufając zastrzeżonemu znakowi, nie wymagają od producentów badań na zawartość glutenu czy spełnienia innych warunków. Wreszcie producenci słyszą, że osoby na diecie bezglutenowej, wg ankiety stowarzyszenia z Warszawy, niemal w 100% wolą kupować wyroby z licencją…. Zatem komunikat marketingowy jest jasny: licencja zwiększa konkurencyjność produktu na rynku bezglutenowym.
Mimo takich działań realia powoli się zmieniają, czego dowodem jest wycofanie się z licencji sieci LIDL w całej Europie. Sieć wprowadziła własną grafikę przekreślonego kłosa i w żaden sposób nie neguje innych bezglutenowych producentów.
Centrala sieci LIDL w 2018 r. wycofała się z licencji na produkty bezglutenowe marki własnej i wprowadziła w całej Europie swój znak graficzny przekreślonego kłosa (patrz wyżej). Czy można mu ufać? Tak – LIDL w czasie trwania licencji poznał wszystkie zasady związane z wytwarzaniem, magazynowaniem i sprzedażą bezpiecznej żywności bezglutenowej – według europejskich standardów AOECS (więcej na: www.aoecs.org).
Sieć nie jest wolna od grzechów, ale dokłada wszelkich starań, by nadal dbać o właściwe oznaczane alergenów (do czego zresztą zobowiązuje unijne prawo). Przykład? We wrześniu br. w wyniku wewnętrznej kontroli LIDL wykrył, że produkt „Alesto, Orzeszki ziemne panierowane w pikantnym cieście o smaku paprykowym, 250 g” zawiera mąkę pszenną i poinformował o sprawie Głównego Inspektora Sanitarnego. Dystrybucja towaru została wstrzymana i zostanie odblokowana po wprowadzeniu prawidłowego oznakowania ww. produktu. Informacja dla klientów została zamieszczona zarówno na stronie internetowej sieci, jak również GIS.
Produkty oznaczone licencjonowaną wersją znaku nie mają miażdżącej przewagi w Polsce i Europie – bo na regałach znajdujemy produkty z różnymi znakami graficznymi. Różnorodność produktów jest imponująca, a ponieważ w całej Unii Europejskiej obowiązuje jedno prawo dotyczące żywności bezglutenowej, wierzę, że są to produkty bezpieczne dla osób z celiakią i na diecie bezglutenowej. By mieć na to dowody, wyślę do laboratorium produkty bezglutenowe nie tylko polskie, ale z różnych krajów i wkrótce poinformuję na blogu o wynikach.
Nie ulega wątpliwości, że audytorzy Polskiego Stowarzyszenia Osób z Celiakią i na Diecie Bezglutenowej mają największą wiedzę i doświadczenie w temacie bezpieczeństwa żywności bezglutenowej, zdobyte dzięki udziałowi w europejskim programie licencjonowania. Płacimy zresztą za to – kupując produkty oznaczone licencjonowaną wersją znaku. Widzieli niejedno i pewnie wielokrotnie podczas audytów otwierali oczy ze zdumienia. Stowarzyszenie nie ma jednak monopolu, podobnie jak nikt na świecie, na oferowanie znaku przekreślonego kłosa – bo on jest wolny. Pracownicy i członkowie stowarzyszenia mają natomiast moralny i społeczny mandat do kontrolowania i edukowania graczy na rynku bezglutenowym w Polsce. Trzeba o tym mówić zarówno producentom, jak i lekarzom oraz chorym na celiakię.
W Polsce i na całym świecie można spotkać wiele produktów bezglutenowych oznaczonych autorskimi znakami przekreślonego kłosa. Są też wyroby wyraźnie opisane jako produkty bezglutenowe, zgodnie z unijnymi przepisami. Są wśród nich m. in.:
Są to bezglutenowe marki, najczęściej duże i specjalistyczne. Ufam ich produktom. A komu nie ufam? Nieznanym producentom i etykietom bez zaznaczonych alergenów i możliwych zanieczyszczeń. Piekarniom czy pierogarniom i naleśnikarniom oferującym „bezglutenowe” jedzenie. A jeśli produkt mnie kusi, lecz nieco budzi moje wątpliwości, kontaktuję się z producentem, rozmawiam z technologiem, proszę o skany badań. Owszem, to czasochłonne, ale zyskuję dostęp do ogromnej gamy produktów bezglutenowych.
Dla dobra pacjentów z celiakią i osób będących na diecie bezglutenowej z przyczyn zdrowotnych najważniejsza jest bezglutenowość produktów. By ją zapewnić, nieustannie potrzebne są działania edukujące producentów i sprzedawców żywności, kucharzy i kelnerów itd. Od wielu lat zajmuje się tym zarówno Polskie Stowarzyszenie Osób z Celiakią i na Diecie Bezglutenowej, Bezglutenowa Mama oraz inne organizacje. Jednakże w działaniach stowarzyszenia z Warszawy brakuje konsekwencji. Skoro bada produkty na zawartość glutenu i powiadamia GIS, dlaczego nie idzie krok dalej i nie współpracuje ze wszystkimi producentami żywności bezglutenowej w Polsce? Dlaczego nie wspiera ich nieodpłatnie, wysyłając np. wytyczne dotyczące produkcji bezpiecznej żywności bezglutenowej? Ba, nie powiadamia nawet producentów, gdy wynik badania ich produktów zbliża się do 20 ppm. Skoro pracownicy stowarzyszenia mają największą wiedzę na temat żywności bezglutenowej, dlaczego poprzestają tylko na zgłoszeniu do GIS przekroczonego poziomu glutenu (powyżej 20 ppm)?
Według statutu głównym celem stowarzyszenia jest „popularyzacja i upowszechnianie w społeczeństwie wiedzy na temat celiakii i diety bezglutenowej w celu poprawy jakości życia społecznego chorych”. Rozumiem, że audyty i kontrole prowadzone w ramach przyznawania licencji angażują czas i pieniądze. Ale wysłanie e-maila nic nie kosztuje! Nie ma również kłopotu z odnalezieniem kontaktu do producentów żywności bezglutenowej. Pewnie nie uda się „namierzyć” wszystkich, ale gdyby stowarzyszenie wyraziło taką wolę, pomogła by cała bezglutenowa Polska. Osoby na diecie przekazywałyby stowarzyszeniu adresy e-mail do producentów oznaczonej żywności bezglutenowej, znalezionej w sklepach. Dzięki temu rozpoczęłaby się szeroko zakrojona akcja edukacyjna, prowadzona naprawdę dla dobra i w interesie chorych na celiakię.
Czy budowanie monopolistycznej pozycji jednego znaku oraz próby marginalizowania innych producentów są w porządku wobec osób z celiakią i innymi chorobami dietozależnymi? Czy potrzebny jest chaos na rynku bezglutenowym w Polsce, czy raczej rozwijanie go i wspieranie? Na diecie bezglutenowej jestem od 1979 r. i pamiętam czasy, gdy u nas nie było nawet mąki kukurydzianej czy ryżowej, nie mówiąc o chlebie, ciastkach czy makaronach. Nie chcę powrotu do tamtych czasów.
Podkreślę raz jeszcze: nie walczę z produktami oznaczonymi licencjonowanym znakiem przekreślonego kłosa. Firmy te dają gwarancję bezpieczeństwa produktów, sama je często kupuję do domu, na kolonie bezglutenowe czy na warsztaty kulinarne. Ale uważam, że w Polsce, jak i w Europie, jest przestrzeń dla wielu uczciwych producentów i dla wielu przekreślonych kłosów, jak również dla społecznej i urzędowej kontroli nad rynkiem bezglutenowym.
Czego nam potrzeba w Polsce? Potrzebny jest dialog i tworzenie aktualizowanego katalogu bezpiecznych bezglutenowych produktów, bez ograniczania się do jedynego kryterium – posiada czy nie posiada płatną licencje. Chodzi w końcu o nasze, bezglutenowców, zdrowie i komfort. Takie katalogi istnieją w innych krajach europejskich, są co roku aktualizowane i wydawane przez tamtejsze stowarzyszenia. Trzymam kciuki, że i w naszym kraju osiągniemy taki poziom.
W tej kwestii zgadzamy się z pewnością wszyscy – nie możemy tolerować działań producentów, którzy podążają za modą na dietę bezglutenową i świadomie, mimo interwencji osób chorych, sprzedają żywność „bezglutenową” zanieczyszczoną glutenem. Mowa m. in. o piekarzach i cukiernikach piekących chleb kukurydziany czy torty „bezglutenowe” w zwykłej piekarni. O barach sprzedających glutenowe i „bezglutenowe” burgery. O firmach cateringowych. O hotelach i ośrodkach SPA. I tak dalej.
Tutaj działania muszą być zdecydowane – nie chcemy w Polsce nieuczciwych producentów. Informujmy o nagannych praktykach sanepid, pytajmy producentów, czy używają surowców oznaczonych jako bezglutenowe, czy kontrolują dostawców i czy badają każdą partię wytwarzanej żywności bezglutenowej. Pokażmy, że wszyscy sprawujemy kontrolę nad rynkiem żywności bezglutenowej w Polsce.
W ramach kampanii „Nie ma lepszych lub gorszych przekreślonych kłosów” Bezglutenowa Mama będzie:
Bądźcie z nami – wspólnie zadbajmy o bezpieczny rynek żywności bezglutenowej w Polsce. Dla dobra całej społeczności bezglutenowej w Europie i na świecie.