Karolina zdobyła się na odwagę i poszła do pedagoga szkolnego na rozmowę o dyskryminacji swoich dwóch synów z celiakią. Zrobiła to dla swoich dzieci, ale też dla wszystkich uczniów zmagających się z dietami eliminacyjnymi i odrzuceniem z tego powodu. Brawo, tym bardziej, że Karolina sama o sobie mówi, że nie należy do walecznych osób. Co przelało szalę goryczy?
Na początku roku szkolnego Karolina powiadomiła dyrekcję szkoły o celiakii obu synów. Okazało się, że to za mało …
.W czerwcu br. z okazji Dnia Dziecka rada rodziców zaplanowała lody dla wszystkich uczniów, kupione oczywiście ze wspólnych pieniędzy wpłacanych przez rodziców na konto. Karolina dowiedziała się o tym przypadkiem, dzięki wychowawcy starszego syna, który uprzedził o takiej sytuacji. Wychowawczyni młodszego z braci nie skontaktowała się z mamą w tej sprawie.
Sprawa skończyła się tym, że mama zaniosła synom do szkoły lody bezglutenowe, które sama kupiła (!). Zatem zapłaciła podwójnie za lody: w ramach składki do rady rodziców, których jej dzieci nie otrzymały i drugi raz – gdy prywatnie kupiła i zaniosła smakołyki do szkoły. Z powodu takiego zakończenia przekazała dyrekcji informację, że jej składka traci sens i nie powinna jej uiszczać. Nie otrzymała jednak informacji zwrotnej.
Zachęcałam Karolinę, by spotkała się z dyrekcją, pedagogiem, wychowawczyniami synów i jeszcze raz wyjaśniła im specyfikę choroby trzewnej, diety bezglutenowej i dyskryminacji w szkole. Przekonywałam ją, że trzeba „namolnie” tłumaczyć, zanosić wydruki z komputera o diecie i celiakii itp.
Szalę goryczy przelał temat pizzy podczas nocy w szkole, ale wcześniej był brak owych bezglutenowych lodów na dzień dziecka, świątecznej paczki z bezpiecznymi produktami i wiele innych sytuacji. Wszystkie byłyby trudne dla dorosłego na diecie bezglutenowej, a co dopiero dla kilkuletnich dzieci z celiakią!
Niedawno w szkolnym e-dzienniku pojawiła się informacja, że klasa jednego z synów Karoliny spędzi noc w szkole. Z klasowych pieniędzy miała zostać zakupiona pizza dla wszystkich dzieci. Chłopiec, uradowany przygodą, spytał nauczycielkę, co on będzie jadł. Odpowiedziała „dla ciebie mama zrobi i przyniesie”.
Od lat wspieram wszystkie bezglutenowe mamy w Polsce, które zmagają się z obojętnością, znieczulicą i brakiem empatii w żłobkach, przedszkolach, szkołach, szkolnych internatach, ośrodkach wypoczynkowych itd. W razie potrzeby podejmuję interwencje jako ogólnopolskie stowarzyszenie bezglutenowe dla osób z celiakią, na co dzień buntuję mamy, zachęcam je do walki, do stawania murem za swoim dzieckiem.
Bo kto za nim stanie, jak nie mama i tata? Kto zrozumie jego udawany uśmiech akceptacji czy wyuczoną zgodę na brak przekąski, upominku mikołajkowego, poczęstunku na konkursie szkolnym? Ja to wszystko znam: z własnego dzieciństwa lat 80 i 90-tych, jako mama, a także jako organizatorka kolonii specjalistycznych dla dzieci z celiakią. Podczas zajęć edukacyjnych poznaje wszystkie traumy związane z dietą, jakie spotkały kolonistów od najmłodszych lat. Uchrońmy przed tym kolejne dzieci, kolejne roczniki, ok? Kropla drąży skałę, pamiętajcie!
Walczcie kochani o swoje dzieci na diecie bezglutenowej i na innych dietach eliminacyjnych. Nie złością, nie agresją, ale cierpliwym, nieustępliwym tłumaczeniem, wyjaśnianiem, jak trudna dla dziecka jest dyskryminacja. Jeśli to nie pomaga, trzeba sięgnąć po ciężkie działa, ale wtedy podpowiadam indywidualnie, co robić.
A teraz proszę o komentarze z brawami dla Karoliny, która przemogła się i poszła walczyć o swoich synów z celiakią.