Ponoć w zwykłych piekarniach można kupić bułki zapiekane z serem. Dowiedziałam się o tym pewnego dnia na koloniach z Bezglutenową Mamą, gdy zamarzył o nich Gustaw z Poznania. Nie mogłam odmówić 😍 W firmie Bezgluten zamówiłam nowość: białe bułki bezglutenowe bez cukru, a z gostyńskiej mleczarni przywiozłam ser. Kilka dni później z przyjemnością napisałam w kolonijnym menu: bezglutenowe bułki zapiekane z serem. Oczywiście dzieci na diecie bezglutenowej i bezmlecznej otrzymały bułeczki bezglutenowe z wegańskim serem, który w różnych wersjach zamawiam w sklepie Smaki Diet. Ku mojemu zaskoczeniu takie niby zwykłe bułki bezglutenowe zapiekane z serem okazały się przebojowe. Oczywiście miała znaczenie jakość bułek – właśnie takie białe, puszyste, lekkie, o polskim smaku, ulubione przez dzieci. Dlatego już teraz deklaruję, że na kolonach bezglutenowych 2021 w menu również pojawią się bezglutenowe bułeczki zapiekane z żółtym serem. Mniam mniam.
Przepis na bezglutenowe bułeczki zapiekane z serem jest bajecznie prosty, to żadna filozofia. Piekarnik rozgrzej do 160 stopni C. Na bułce ułóż 1-2 łyżki startego sera lub sera wegańskiego. Zapiekaj przez około 5 minut – do momenty, gdy ser się stopi. Uważaj, by nie powstała twarda, przypalona skorupa – wtedy bezglutenowe bułeczki zapiekane z serem nie będą smaczne 😁
Przygotowanie tego dania ma jeszcze jedną zaletę: przy okazji odświeżasz bezglutenową bułkę, która staje się na powrót lekka, puszysta, delikatna, a jednocześnie zyskuje nieco chrupiącą skórkę i niebiański zapach…
Przy okazji zamawiania białych bułek bezglutenowych w sklepie Bezgluten.pl KLIK, przetestowałam z kolonistami inne nowości tej marki. Spodobała mi się nowa linia pieczywa bezglutenowego bez cukru. Jako miłośniczka „uzdrawianych” produktów zamówiłam dla dzieci mini-bagietki wieloziarniste, rety, jakie one były pyszne! Już sam widok bagietek wyjmowanych z opakowania sprawiał, że człowiek robił się głodny! Rustykalne, z artystycznymi spękaniami – już wyobrażałam sobie, jak chrupią przy każdym kęsie! No i miałam rację – koloniści byli tak zachwyceni tymi bagietkami bezglutenowymi, że nie przeszkadzała im nawet obecność ziarenek (bo jak wiadomo, większość dzieci jest „uczulona” na ziarenka w pieczywie).
Furorę na stole kelnerskim (czyli na bezglutenowym bufecie szwedzkim w czasie pandemii Covid-19) robiły miodowe kółeczka zbożowe- Honey Springs. Dzieci chrupały je po śniadaniu jako przekąskę, na sucho, z mlekiem krowim lub roślinnym. Czasem dla urozmaicenia mieszałam kółeczka z czekoladowymi płatkami kukurydzianymi – wtedy oczywiście cieszyły się jeszcze większym powodzeniem.
Koloniści oswajali się również z innym produktem, po raz pierwszym obecnym na obozie bezglutenowym. Chodzi o kaszki Ricevita: jabłkowo-cynamonowa bez mleka oraz truskawkowo-bananowa z mlekiem. Ja osobiście doceniłam je podczas noclegu w tatrzańskim schronisku, gdy o 6 rano, przed wyjściem na szlak, zalałam wrzątkiem dwie kaszki i wrzuciłam do nich 3 kostki deserowej czekolady. Power i dobry smak w pamięci miałam do południa!
Sprowadziłam również dla moich kolonistów bezglutenowe ciastka czekoladowe i ciastka owsiane z żurawiną z Bezglutenu. Pojedynczo pakowane duże ciacha, w sam raz na mały głód na wycieczce lub po paru godzinach na basenie. Wśród dzieci byli zarówno smakosze ciastka czekoladowego, jak i owsianego. Serwowałam je podczas górskich wypraw i w kolonijnym sklepiku.
Dzieci kupowały tam ciasteczka za Jagusiowe Dolce, czyli za obozową walutę, którą zdobywały w nagrodę za różne konkurencje. Ja pokochałam bezglutenowe ciastko czekoladowe z kawałkami czekolady – bez mleka, bez oleju palmowego, bez kukurydzy, a na dodatek mega pyszne, lekko wilgotne w środku, po prostu nie sposób się zakochać. Owsiane tez jest pysze, ale ja najbardziej uwielbiam to, co jest z deserowej czekolady i kakao…
Tradycją na koloniach z Bezglutenową Mamą są wrapy z mięsem, serwowane na kolację. Co roku podaję dzieciom włoskie tortille z Dr. Schär, a tym razem urozmaiciłam menu dodatkowo o tortille z Bezglutenu, wzbogacone oliwą z oliwek. Panie kucharki podgrzały tortille w piecu konwekcyjnym i jeszcze ciepłe, elastyczne placki rozłożyły na talerzach. Dzieci dekorowały je sosem Tysiąca Wysp (była również wersja wegańska), kawałkami pieczonego drobiu w doskonałych przyprawach i furą warzyw. Tak powstały bezglutenowe wrapy, pyszne, pożywne, jak z Mc Donald’s 😁
W smaku tortille z Dr. Schär są moim zdaniem lepsze, mają też zdecydowanie więcej błonnika, ale zawierają margarynę, czyli tłuszcze utwardzone. Tortille z Bezglutenu zamiast margaryny mają w składzie oliwę z oliwek (to duża zaleta), ale mniej błonnika. Oczywiście dzieciom smakowały i jedne i drugie. Co ciekawe, obie tortille można kupić w sklepie firmowym Bezglutenu, który ma w sprzedaży niemal cały asortyment włoskich produktów Dr. Schär. Zresztą to właśnie Bezgluten wprowadził tę markę do Polski.
KOMENTARZE