W marcu 2021 r. chorowałam na Covid-19. Udało mi się uniknąć szpitala, respiratora i walki o życie. Ale nie chciałabym kolejny raz przeżywać choroby i tego strachu. Wiedziałam, że kluczowy jest 7-8 dzień, wtedy albo się zdrowieje albo nagle pogarsza się stan pacjenta. Pamiętam ten lęk, zresztą przeżywany 500 km od domu (wyobrażacie sobie być na diecie bezglutenowej samemu, z dala od domu?), że zostawię dzieci, męża, tatę, cały piękny świat, moje Tatry…. Bardzo się bałam, ale dzięki telefonicznemu wsparciu męża (dzieci długo nie wiedziały, że zaraziłam się koronawirusem), zaprzyjaźnionych lekarzy i przyjaciół kierowałam swój umysł tylko na pozytywne tory. Udało się. Wyszłam z tego, choć odczuwam jeszcze skutki, ale da się z tym żyć.
Do chwili obecnej ponad 3,5 miliona ludzi na świecie zmarło na Covid-19. Skutki ekonomiczne i społeczne wyliczą eksperci. Dzieci, zamknięte w czterech ścianach, tyły, garbiły się i traciły szansę na rozwijanie relacji społecznych, na edukację. Rozegrały się tysiące dramatów rodzinnych. Nasz znajomy zmarł niedawno na Covid-19, choć chciał się zaszczepić, ale dorosła córka oponowała i nieustannie przekonywała go, że nie powinien ryzykować taką eksperymentalną szczepionką. Facet miał 65 lat. Mógł żyć jeszcze przynajmniej 20-30.
Jak napisałam na początku – przy podejmowaniu decyzji o zaszczepieniu siebie i rodziny przeciw Covid-19 kierowałam się opiniami lekarzy i ekspertów, których znam osobiście i którym ufam. Sama nie znam się na medycynie i zawiłościach szczepień, zwłaszcza opartych o mRNA. Zaufałam, mam celiakię i parę innych chorób, zaszczepiłam się i mam nadzieję, że pokonamy pandemię, że moje dzieci będą bezpieczne i będą mogły jak dawniej korzystać z życia.
KOMENTARZE