W połowie stycznia 2017 r. gościliśmy w hotelu Bacero we Wrocławiu. Generalnie mogę wystawić restauracji ocenę dobrą: bo choć szef kuchni i część personelu świetnie znali dietę bezglutenową, to przy śniadaniu nie obyło się bez małej wpadki. Przeczytajcie ten tekst, jeśli i Was czeka uroczystość w restauracji.
Do restauracji i hotelu Bacero we Wrocławiu wybraliśmy się na rodzinną uroczystość. Przygotowania do imprezy rozpoczęłam kilka dni wcześniej. Po konsultacji z jubilatką skontaktowałam się z kierownikiem restauracji. Otrzymałam również e-mailem menu. Niestety, egzotyczne nazwy potraw nie mówiły mi zbyt wiele o ewentualnej bezglutenowości.
Nie ufałam również zapewnieniom, że „na pewno coś dla siebie z Zosią znajdziemy w bogatym menu”. Bo, jak wiadomo, diabeł tkwi w szczegółach. Udało się natomiast ustalić, że pani kierownik kupi nam świeży chleb bezglutenowy Herta, a także jakieś bezglutenowe wędliny (wskazałam jej Lidla, Netto i Biedronkę jako miejsca zakupów). Na wszelki wypadek wzięłam jednak trochę swojego prowiantu: bezglutenowe bułki do odpieczenia, kabanosy, przekąski. Upiekłam również bezglutenowy tort orzechowy (KLIKNIJ TUTAJ) oraz przygotowałam dla Zosi pyzy drożdżowe na parze (KLIKNIJ TUTAJ). Tak zaopatrzeni pojechaliśmy na imprezę.
Po zameldowaniu w hotelu spotkałam się z szefem kuchni. Okazało się, że ten przesympatyczny człowiek dobrze orientuje się w diecie bezglutenowej, a co najważniejsze – jest życzliwy i otwarty na nowe rozwiązania. Ustaliliśmy, które z zaplanowanych potraw są dla nas bezpieczne. Umówiliśmy się również, że podczas obiadu nie będziemy z Zosią sięgać na półmiski, lecz kelner poda nam konkretne, umówione danie na talerzu. Nie było również kłopotu z przechowaniem tortu oraz z odgrzaniem naszych pyz drożdżowych (okazałam szefowi kuchni swoją książeczkę Sanepidu).
Podobnie było przy kolacji – zanim na stoły wjechały półmiski, dokładnie wiedziałam, które z potraw są dla nas bezpieczne. I żałowałam, że nie udało mi się porozmawiać z szefem kuchni kilka dni wcześniej. Wówczas do pozostałych dań mógłby użyć bezglutenowych składników – np. żelatyny z Oetkera. Ale i bez tego najadłyśmy się z Zosią do syta.
Po obiedzie nadszedł czas na tort. Kelner przywiózł na wózku tort glutenowy oraz nasz bezglutenowy tot orzechowy (na zdjęciu).
Mimo wszystko zerkałam delikatnie w jego stronę, gdy kroił nasz tort – faktycznie użył osobnego noża i osobnego naczynia z gorącą wodą. Uff, przekonałam się, że naprawdę jesteśmy w przyjaznym miejscu. Sami wiecie jakie to miłe, gdy obsługa restauracji rozumie naszą dietę i gdy nikt nie patrzy na nas jak na kosmitów…. (chyba każdy człowiek na ścisłej diecie bezglutenowej doświadczył pobłażliwych uśmiechów i komentarzy typu: „nie przesadzaj, jeden okruszek ci nie zaszkodzi”).
Następnego dnia w czasie śniadania w restauracji był już zupełnie inny personel.
Na bufecie szwedzkim znalazłyśmy dla siebie sery, warzywa i jajka. Specjalnie dla nas kelner przyniósł natomiast bezglutenowe wędliny. Zawodowa nieufność nakazała mi jednak zerknięcie na etykiety tychże wędlin. Nie było problemu – już po chwili oglądałam opakowania „bezglutenowych wędlin” kupionych specjalnie dla nas. No właśnie – kupiono dla nas wędliny bez glutaminianu monosodowego, za to ze śladowymi ilościami glutenu (to bardzo częsty błąd osób odpowiedzialnych za bezglutenowe żywienie). Okazało się jednak, że bezglutenowe są parówki dostępne na bufecie szwedzkim (bardzo to ucieszyło Zosię).
Przygotowaliśmy sobie bezglutenową kawę Inkę (przywiezioną z domu), nałożyliśmy jedzenie na talerze i przystąpiliśmy do śniadania.
Gdybym miała wystawić restauracji Bacero ocenę za bezglutenową wiedzę, byłaby to czwórka. Nikt nas nie zatruł, personel znał produkty i zasady przygotowywania produktów bezglutenowych, był życzliwy i otwarty na rozmowę. Na śniadaniu czekał na nas świeży bezglutenowy chleb, kupiono też dla nas specjalne wędliny – no, nie były bezpieczne, ale warto docenić dobre chęci. Dlatego restauracja nie dostaje piątki, lecz czwórkę.
KOMENTARZE