Zdarza się wam upiec bezglutenowe bułki, które są twarde jak pociski armatnie? Mnie tak wyszło dzisiaj… Bułkami, które wyjęłam rano z piekarnika, wieczorem będę mogła strzelać z okien. Dlaczego? Po upieczeniu są jeszcze zjadliwe, choć zbite i nieco gliniaste, ale czas działa na niekorzyść bezglutenowych wypieków. Do wieczora stwardnieją na amen. No ale jak człowiek po sportowym wypadku ledwie myśli, to takie są efekty… UWAGA – KLIK – przejdź do poradnika – DLACZEGO TAK TRUDNO UPIEC BEZGLUTENOWE BUŁKI.
Wstałam koło 6 rano, by na śniadanie upiec dzieciom świeże, bezglutenowe bułeczki. Wybrałam szybki przepis: 200 g bezglutenowego miksu, 40 g mąki z amarantusa, 10 g płatków teff, pół łyżeczki soli, 4 g suszonych drożdży i około 200 ml mleka. Wyrobiłam ciasto i od razu wydało mi się zbyt zbite, ale machnęłam ręką. Z bolącą nogą (w miniony czwartek upadłam na rolkach, noga wygląda jak bania i ma wszystkie kolory tęczy) nie miałam cierpliwości dolewać, znowu ugniatać….
Zostawiłam ciasto na około 20 minut, by wyrosło. Na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia uformowałam jak zwykle z tej porcji 5 bułeczek. Namaczałam dłonie w wodzie i starałam się trochę nawilżyć bułeczki. Oczywiście były nieco zbite, ale znowu machnęłam ręką. Czas naglił, a śniadanie zbliżało się wielkimi krokami.
Posmarowałam bułki jajkiem i posypałam makiem. Wstawiłam do zimnego piekarnika na termoobieg, na 175 stopni C. Bułeczki piekły się 25 minut.
Gdy wyjęłam blachę, od razu wydałam wyrok: z tego śniadania nie będzie. Bułki nie urosły zbyt wiele, więc będą zbite i suche. Nie myliłam się. Nie nadawały się ani na pierwsze śniadanie, ani na kanapki do szkoły. Sama jestem sobie winna, bo od początku czułam, że dałam za mało płynów. Ale jak człowieka łupie od biodra do kostki, to naprawdę szuka skrótów… Dla porównania: na zdjęciu obok widać bułki dobrze wyrośnięte, przygotowane według tego samego przepisu. Mięciutkie i puszyste.
Oczywiście i te piękne bułeczki po paru godzinach stają się bardziej zbite i suche i aby nadawały się do zjedzenia na drugi dzień, należy je odparować lub odpiec chwilę w piekarniku (bezglutenowe pieczywo czerstwieje o wiele szybciej niż glutenowe – własnie z powodu braku glutenu). Ale te dzisiejsze bułki nadają się tylko na jedno: na bułkę tartą. No, przyznam, że z żalu nad zmarnowanymi produktami zjadłam jedną bułkę. W smaku OK, ale ta konsystencja… Żujesz, żujesz, jakoś przełykasz i szybko popijasz wodą, by się nie udusić ;)
Podsumowując: sekret udanych bezglutenowych bułek tkwi w wodzie. Trzeba dolać tyle płynu, by ciasto było elastyczne, ale nie lejące To trudne do wytłumaczenia – trzeba się nauczyć tej konsystencji poprzez doświadczenie i parę zmarnowanych wypieków. Ale przychodzą momenty, że i doświadczenie idzie na bok. I kogo winić? Oczywiście bolącą nogę ;)