Powiem wprost: do naleśników mam dwie lewe ręce.
Ale jakby na moją udrękę ;) Zosia uwielbia naleśniki i domaga się ich raz w tygodniu. Wystrzegam się białej bezglutenowej mąki, więc kombinuję przepisy ze zdrowych składników. Co z tego, skoro to diabelstwo nie chce się potem dobrze smażyć??? Na szczęście mam pod telefonem specjalistkę od naleśników…
Po wczorajszym szkoleniu u Doroty z Wrocławia wiem, że zdrowe, bezglutenowe naleśniki można przygotować „na oko” z dowolnych składników (oczywiście gluten free).
Oto mój ostateczny zestaw z wtorku, 22 kwietnia:
– około szklanki zmielonych bezglutenowych płatków owsianych (Provena);
– około szklanki bezglutenowej mąki gryczanej;
– 1/4 szklanki bezglutenowej skrobi kukurydzianej;
– szczypta soli;
– 3 jaja;
– pół litra kefiru, niemal pół litra mleka;
– parę łyżek oleju (3 lub 5 – nie ma różnicy);
– olej do smażenia;
Za radą Doroty zmiksowałam produkty tak, by uzyskać w miarę rzadką konsystencję ciasta. Gdy pierwsza porcja trafiła na patelnię od razu wiedziałam, że nic z tego nie będzie….
– Ciasto przykleja się do patelni, rozrywa, nie mogę go przewrócić, ratuj! – wołałam do słuchawki, denerwując się przy gazówce. A przy stole głodna Zosia stukała widelcem o talerz.
– Może dosyp trochę mixu naleśnikowego, obojętnie jakiej firmy – radziła na odległość Dorota, mama bezglutenowej Emilki.
– Nie mam, w szafce jest tylko skrobia kukurydziana – relacjonowałam zawartość półek.
– Dobra, dosyp skrobi i jeszcze raz zmiksuj, żeby nie zrobiły się grudki – padły instrukcje.
Po paru minutach znów łączyłam się z Wrocławiem.
– Dorota, nadal kiepsko się smażą i kruszą podczas prób przewracania na drugą stronę!– lamentowałam
– Może dodaj jajek. Ile dałaś?
– Dwa.
– Dobra, dorzuć trzecie. I jeszcze trochę mleka.
Ufff, moje owsiano-gryczane naleśniki wreszcie jako tako zaczęły się smażyć. Nadal był pewien problem z przewracaniem, ale wpadłam na pomysł, by tuż przed tym manewrem wlać na patelnię dosłownie kropelkę oleju i rozprowadzić ją okrężnym ruchem. Zadziałało – naleśnik swobodnie odchodził od powierzchni!
– Mamo, mam nadzieję, że nie smażysz gryczanych naleśników? Mogłabyś wreszcie zrobić jakieś normalne, jak ciocia Dorota? – Zosia pastwiła się nade mną, jakby nie widziała tych męczarni nad patelnią…
– Nie, nie kochanie, zrobiłam naleśniki według przepisu cioci, ale z dodatkiem mąki owsianej – nieco skłamałam, ale przecież w dobrej wierze :).
Podałam jej pierwszą porcję naleśnika. Wyglądał apetycznie: dzięki mieszance mąk nabrał żółtawego odcienia, a kefir nadał mu puszystości i lekkości. Usmażony naleśnik nie kruszył się, swobodnie dał się zwinąć w rulon.
– Ale pyszne! – ocenił po pierwszym kęsie mój naleśnikowy krytyk, nieświadom małego oszustwa.
Spałaszowała trzy (z domowym serkiem homogenizowanym na ksylitolu oraz z dżemem porzeczkowym od dziadków). Antek, który nie przepada za kluchami itp., dał się namówić tylko na jednego naleśnika z dżemem. Glutenowy Daniel bez namawiania zjadł sztuk pięć :).
– Ale ciocia Dorota i tak robi lepsze -rzuciła na odchodne Zosia, pędząc do odrabiania lekcji.
No, i staraj się człowieku….
Gdyby stosować dietę bezglutenową głównie na bazie gotowych, sklepowych produktów, szybko można się nabawić gorszych wyników…. Tak, te produkty są z reguły pełne węglowodanów prostych, a więc niewskazanych w diecie dzieci, ale i dorosłych.
Poza tym są pozbawione cennych składników odżywczych, takich jak m. in. witaminy z grupy B. Dlatego osoby pozostające na diecie bezglutenowej (z różnych przyczyn) powinny na co dzień uzupełniać niedobory pokarmowe kaszami (gryka, proso), brązowym ryżem, amarantusem, warzywami. Warto też sięgać np. po bezglutenowy owies, który ma sporo witamin z grupy B.
Stąd pomysł na przemycenie owsa w naleśnikach. Gdy ja byłam bezglutenowym dzieckiem w XX wieku (lata 80-te i 90-te), polskie półki świeciły pustkami i moja mama nie miała możliwości urozmaicania mojej diety. Ale teraz? Nie trzeba iść na łatwiznę i korzystać z gotowych miksów naleśnikowych. Jeśli smażmy naleśniki, niech będą zdrowe :).
PS. Jeden naleśnik przetrwał na talerzu do rana, przykryty aluminiową folią. Pozostał elastyczny, nie łamał się. Hurra!- moje dotychczasowe, zdrowe naleśniki na drugi dzień można było kroić bez noża :). Dorota, dzięki za konsultacje :).
KOMENTARZE