Od dziś w szkolnych sklepikach ma być sprzedawana tylko zdrowa żywność. Przepisy precyzyjnie określają jakie produkty mogą kupować uczniowie: m. in. kanapki z wartościowym obkładem, warzywa i owoce, przekąski zbożowe bez cukru i substancji słodzących, z małą ilością soli, bez chemii… Jaka jest rzeczywistość? Zobaczcie sami, co dziś znalazłam w sklepiku w szkole naszych dzieci (jeszcze dziś był nieczynny).
Dziś weszło w życie rozporządzenie ministra zdrowia określające asortyment szkolnych sklepików oraz produkty dopuszczone do użycia w przedszkolnych i szkolnych stołówkach. Jest co prawda trzymiesięczna karencja, by sklepikarze mogli się zaopatrzyć w dozwolone produkty, ale to nie oznacza, że przez trzy miesiące mogą wciskać naszym dzieciom rakotwórczą chemię, prawda? Wytyczne są precyzyjne i naprawdę nie ma problemu z zaopatrzeniem w zdrowe przekąski.
Jeszcze kilka dni temu szkolny sklepik (usytuowany nie w samej szkole, ale tuż obok) świecił pustkami. Z niecierpliwością czekałam, aż pojawi się tam zaopatrzenie. Dziś towar był już częściowo wystawiony. I co tam znalazłam? Nie dostrzegłam ani jednego produktu zaliczanego do zdrowej żywności.
Andruty? Zawierają niedozwolony cukier. Batoniki jęczmienne i crunchy Sante – podobnie.
Napoje? Wybór jest „bardzo prozdrowotny”. Kubuś z cukrem, jakiś napój owocowy Tymbark – też cukrem. Jest i jakiś napój Tomma, ale nie dojrzałam składu, więc nie dam sobie głowy uciąć, że jest ta cukier.
Oczywiście nie brakuje żelków, ciągutek, lizaczków i tym podobnego śmieciowego jedzenia.
Zadzwoniłam do administratora miejsca, w którym jest usytuowany sklepik. Okazuje się, że prowadzi jeszcze rozmowy z ajentem budki. Zapewnił mnie, że albo będzie tam wyłącznie zdrowe jedzenie zgodne z rozporządzeniem, albo sklepik nie będzie działał. Ufff, czekam z niecierpliwością na zmianę towaru albo… zniknięcie sklepiku. Zdziwicie się może, dlaczego jestem tym aż tak bardzo poruszona, skoro takie szkolne sklepiki, nawet ze zdrową żywnością, są zazwyczaj pełne glutenu?
Otóż nasz Antek z uwagi na stan zdrowia ma być głównie na diecie bezglutenowej, ale dietoterapeuta zalecił, by jadł również gluten.
Oznacza to, że Antek wspólnie z kolegami będzie chciał chodzić do takiego sklepiku. I kupować to, co wpadnie w oko. Tym samym zmarnują się moje kilkuletnie starania o zdrowe odżywianie. Bo trudno upilnować kilkulatka wypuszczonego spod skrzydeł rodziców, prawda?
Jeśli prowadzilibyście sklepik szkolny, jakie zdrowe przekąski (bezglutenowe i nie tylko) wprowadzilibyście do sprzedaży?