Wybaczcie, że zamilkłam na kilkanaście dni, ale nie zdążyłam napisać, że wyjeżdżam na bezglutenowe wakacje pod namiot. Wszystko potoczyło się błyskawicznie, spontaniczna decyzja i nagle znalazłam się w Czechach, potem we Włoszech i Wiedniu. Oczywiście nie straciłam z Wami kontaktu – na Facebooku i Instagramie codziennie relacjonowałam, jak wyglądają moje bezglutenowe wakacje pod namiotem. Odkrywałam dla Was campingi i restauracje przyjazne osobom na diecie bezglutenowej. Opowiadałam, jak wygląda życie na wakacjach bez glutenu pod namiotem, jak można pysznie, tanio i szybko gotować w bezglutenowej kuchni polowej. Mimo wielu zajęć i pracy (tak, blogerka musi pracować również na wakacjach), wróciłam wypoczęta, bo robiłam to, co lubię. W telegraficznym skrócie wrzucam tu krótką relację, szczegóły niebawem, w kolejnych wpisach 😁
Jako urodzeni wędrowcy wybraliśmy się na bezglutenowe wakacje pod namiot, a nie do hotelu. Tak jest taniej, a tym samym na wakacjach można być nieco dłużej – taką mamy dewizę. Na samochodzie mamy zainstalowany namiot dachowy, zatem podróżujemy jak ślimak, z domem na grzbiecie i możemy się wyspać wygodnie w dowolnym miejscu. Dodatkowo zapakowaliśmy jeszcze rowery z tyłu samochodu, by niezależnie i tanio zwiedzać europejskie miasteczka i plaże.
Ceny na europejskich campingach wahają się od 10 d0 30 euro od osoby (cena zależy od standardu pola), niemal wszystkie są wyposażone w prąd, zatem można mieć swoją lodówkę czy kuchenkę elektryczną. Sanitariaty są zazwyczaj bardzo porządne, wyjątek stanowił camp w Czeskim Krumlovie. Na europejskich campingach jest też zazwyczaj cicho, czysto i kulturalnie, bezpiecznie, a w Austrii, Szwajcarii czy we Włoszech nie ma kradzieży na campach. Polecam takie wakacje bez glutenu parom, rodzinom, singlom, ekipie znajomych – życie pod namiotem naprawdę jest pełne uroków. No i tanie, co nabiera znaczenia przy tegorocznej inflacji, cenach paliwa, żywności drogiej w całej Europie.
Tutaj przeczytacie więcej o tym, jak przygotować bezglutenowe wakacje pod namiotem.
Nigdy, ale to przenigdy nie głodowałam na bezglutenowych wakacjach pod namiotem. Sporo zapasów zabieram z domu i przechowuję w lodówce oraz w pudłach samochodowych. Na pewno warto zabrać swoje pieczywo bezglutenowe (w tym roku po raz pierwszy wzięłam też macę bezglutenową) – u nas sprawdził się świeży chleb owsiany i vitalny z piekarni Putka Bez Glutenu, a także chleby z długim terminem z Balvitenu, Incoli i Schär. Do kartonów dobrze też wrzucić makarony, trochę konserw, dżemy, gotowe dania w słoikach. Niektóre produkty dokupuję w miejscowych dyskontach (np. owoce morza, mięso, ryby, warzywa, jajka).
Śniadanie zawsze jadamy na campingu: są to serki wiejskie z oliwą, pieczywo, gotowane jajka, jajecznica, tosty z patelni, sałatka grecka itd. By przygotować taki posiłek, wystarczy kuchenka gazowa lub elektryczna no i lodówka, nóż, miska, deska do krojenia, patelnie, garnki i talerze biwakowe lub jednorazowe.
Z obiadami radziliśmy sobie dwojako: czasem jadaliśmy w restauracjach (kierowaliśmy się opinią o lokalu w Google, zazwyczaj miejsca mające około 4,5 gwiazdek radziły sobie bardzo dobrze z dietą bezglutenową), czasem gotowaliśmy pyszne obiady w polowej kuchni przy namiocie. No, rozpieszczałam nas: spaghetti frutti di mare (udało mi się kupić w dobrej cenie we włoskim Lidlu mrożone owoce morza), duszony łosoś z kaszą gryczaną, wołowe lub drobiowe ragout, makaron z gotowym sosem pomidorowym (miałam kilka słoiczków z sosami Barilla), jajka sadzone, leczo …. Te domowe obiady smakowały mi najbardziej i miałam ogromną przyjemność w pichceniu na campingu, wręcz odpoczywałam 😁
Gdy byliśmy w dłuższej trasie, na wycieczce rowerowej lub całodziennej wędrówce, wpadaliśmy na obiad lub kolację do restauracji. Gdy namierzyliśmy bezglutenową, sprawdzoną pizzerię – jedliśmy pizzę albo makarony albo wiedeński sznycel. Jeśli była to zwykła restauracja, dogadywałam się z kelnerem i zamawiałam filet drobiowy z grilla, sałatką grecką, grillowane warzywa, łososia z grilla – oczywiście podkreślając kilkukrotnie, że mam celiakię i proszę o naprawdę bezglutenowy posiłek. Udawało się, jadłam naprawdę bezpiecznie i smacznie zarówno w Czechach, jak i w Wiedniu oraz we Włoszech. Średnia cena obiadu w restauracji to około 20 euro na osobę (z napojem w cenie).
Zabranie rowerów na wakacje pod namiotem było jednym z lepszych pomysłów! Genialnym! No, zresztą w czasie biwakowania nie mogliśmy jeździć samochodem – był na nim nasz dom wraz z tarasami, daszkami i sprzętem turystycznym.
Dzięki rowerom przemieszczaliśmy się sprawnie i tanio między kurortami nad włoskim Jeziorem Garda, unikaliśmy korków i płacenia za parkingi, jeździliśmy na szybkie zakupy, docieraliśmy w miejsca niedostępne samochodem, spędzaliśmy aktywnie czas. Teraz wiemy, że miastem najbardziej przyjaznym rowerzystom jest Wiedeń – tam są mega długie i świetnie zaplanowane ścieżki, skrzyżowania, sygnalizacje, parkingi. Czasem przemierzaliśmy dziennie około 40 – 50 km i w Wiedniu jeździło nam się najlepiej.
Odpoczywałam, ale również codziennie pracowałam – na szczęście mój zawód pozwala na zdalną pracę z każdego zakątka. Wśród zawodowych zadań było m. in. tworzenie nowych przepisów, tworzenie bazy miejsc przyjaznych osobom na diecie bezglutenowej, a także spotkania we Włoszech i w Czechach, w sprawie wspólnych projektów bezglutenowych w 2023 r.
Na pysznym obiedzie we włoskim Postal spotkałam się z zespołem z firmy Schär – omawiałyśmy trzy polsko – włoskie projekty, które wspólnymi siłami chcemy zorganizować w przyszłym roku. Już teraz zdradzę, że będzie się działo 💪
Z kolei w Czechach spędziliśmy weekend z przyjaciółmi z czeskiego stowarzyszenia Klub Celiakie pro Ostrawu a Moravskoslezský kraj. Omówiliśmy wspólne działania, ale też świetnie się bawiliśmy, porównywaliśmy realia życia z celiakią w Polsce i w Czechach, zorganizowaliśmy również wycieczkę po okolicznych górkach.
Kto mnie zna ten wie, że nigdzie nie ruszam się bez kawiarki. Kocham dobra kawę, a niezawodna jest ta z mojej własnej kawiarki – przekonałam się o tym setki razy. Od niedawna mam stalową kawiarkę – pod namiotem przekonałam się, że lepszej dotąd nie miałam. Gotuje najlepszą i najzdrowszą kawę na świecie, śmiało mogę to zareklamować. W ciągu 16 dni „wypiliśmy” kilogram kawy, dodatkowo jeszcze codziennie próbowaliśmy kawę w lokalnych kawiarniach. Niestety, zarówno we Włoszech, jak i w Wiedniu i w Czechach, rzadko trafiliśmy na genialną kawę. Raz nawet powiedzieliśmy kelnerowi, że kawa jest niesmaczna i jej nie chcemy i po wymianie zdań on chwycił filiżanki i wrzucił je wraz ze spodkami do rzeki… Potem sprawdziliśmy w Google, że tenże lokal ma niewiele ponad 2 gwiazdki, a goście w opiniach pisali o pewnym nerwowym kelnerze 😉
Wracając do kawy z własnej kawiarki – ona dawała mi sporo endorfin, oczywiście w połączeniu z dobrymi ciasteczkami 😁 Aczkolwiek tak dobra kawa, jak moja, nie potrzebuje dodatków 😎
Ostatnim, spontaniczny punktem wakacyjnego programu były odwiedziny u bezglutenowego króla Karkonoszy…. Mowa o Jurku, który prowadzi w Czechach Chatę u Jirki i wyspecjalizował się w diecie bezglutenowej.
KOMENTARZE