Pieczenie bezglutenowych tortów sprawia frajdę. A jeszcze większą przyjemnością jest ich zdobienie. Odkąd Zosia dostała od chrzestnego szprycę cukierniczą, mamy znakomite narzędzie.
Wczoraj z okazji moich urodzin powstał bezglutenowy tort czekoladowy, pełen prawdziwej czekolady, bitej śmietany i chili. Na ksylitolu (!), bo czas zadbać o linię :). 36 lat to najwyższa ku temu pora!
Tak, nie ma co ukrywać: w dzień babci skończyłam (albo zaczęłam, nigdy nie umiem tego obliczyć) 36 lat. Data to przemiła, bo za kilkanaście lat będę świętować i urodziny i dzień babci – mam nadzieję, że nasze dzieci obdarzą nas wnukami :).
Świętowaliśmy przy cieście czekoladowym, przy świecach i bukiecie czerwonych kwiatów.
Uwielbiam to ciasto, bo powstaje naprawdę szybko (przepis tutaj). Świetnie nadaje się na tort, a także na zwykłe ciasto upieczone w dowolnej formie (serduszko, tortownica, a nawet muffinki).
I dlatego w przededniu moich 36 urodzin (czyli podwójnej osiemnastki, jak mówi mój tata oraz znajomi na Facebooku) powstał ten wypiek – szybko i ze składników znalezionych w lodówce.
Tym razem dodałam jednak mniej chili – ćwierć łyżeczki, wiedząc, że tort będą zajadać także dzieci. Ilość ta okazała się idealna – ciasto lekko szczypało, ale jego czekoladowość zachęcała do sięgania po kolejne porcje.
Użyłam ksylitolu zamiast cukru – bo waga nie kłamie. Czas najwyższy zadbać o linię i nie degustować codziennych wypieków wszelakich, powstających w mojej bezglutenowej kuchni :).