Dzisiejsza rozprawa w sądzie pracy w Lesznie była bardzo rzeczowa. W opanowaniu emocji pewnie pomogło mi obycie sądowe: pracowałam jako dziennikarz – sprawozdawca sądowy i ta instytucja nie paraliżuje mnie strachem. Po przesłuchaniu mnie, jako jedynego uczestnika sprawy (nie dotarł pełnomocnik pozwanego) sąd zdecydował, że niezbędne jest badanie u biegłego. Najprawdopodobniej … w Warszawie.
Podczas przesłuchania wyjaśniłam, w jaki sposób celiakia i dieta bezglutenowa wpływa na codzienne życie naszej rodziny. Sąd zadawał konkretne pytania, a ja odpowiadałam zgodnie z prawdą: że każdy nasz dzień jest podporządkowany diecie.
Sąd ani przez chwilę nie dał mi odczuć, że walczę z wiatrakami, że przesadzam, bo przecież są bardziej chore dzieci. Nie, po prostu skupił się na przepisach.
Po przesłuchaniu sąd postanowił, że Zosię muszą zbadać biegli sądowi (najprawdopodobniej zespół biegłych: lekarz, pedagog i może psycholog). Mają ustalić, czy i w jakim stopniu celiakia powoduje ograniczenia w życiu dziecka i czy wymaga ono stałej pomocy w zaspokajaniu potrzeb życiowych w sposób przewyższający wsparcie osoby w tym wieku. My, bezglutenowi rodzice, znamy odpowiedź, prawda?
Sąd uprzedził nas, że w Wielkopolsce może nie udać się znaleźć biegłego pediatry i może konieczna będzie wizyta w Warszawie. Mamy czekać na wezwanie. Dopiero po otrzymaniu opinii biegłego sąd będzie mógł wydać wyrok. Czekamy zatem na wycieczkę do Warszawy – na pewno przy okazji zwiedzimy kilka zakątków w stolicy. Nie patrzę na konieczność wyjazdu jak na problem czy męczenie dziecka – walczymy w słusznej sprawie, a Zosia nie raz była w stolicy i zawsze miło to wspomina.
Dziękuję za kciuki wszystkim, którzy trzymali je od przedpołudnia. Przydały się bardzo. A teraz proszę jeszcze o kciuki za szybkie przegnanie mojej jelitówki – odezwała się chwilę po wyjściu z sądu ;)