Czerwone porzeczki wzmagają apetyt małych niejadków, mają też wiele innych zalet. Jadamy je więc z dziećmi prosto z krzaczka, ale i jako „świętojanki”. Dlaczego by jednak nie wykorzystać ich do letnich wypieków? Tak powstały porzeczanki – domowe, bezglutenowe drożdżówki z czerwonymi porzeczkami. Przepis jest identyczny, jak na jagodzianki.
Składniki:
– 2 szklanki bezglutenowej mąki uniwersalnej);
– 1/4 kostki masła
– paczuszka drożdży suszonych lub 25 g drożdży świeżych;
– 2 jajka (uwaga, proszę nie sugerować się zdjęciem, na którym widać tylko jedno jajko);
– około 100-120 ml letniego mleka;
-1 łyżeczka jogurtu naturalnego lub śmietany;
– 3 łyżki cukru;
– szczypta soli;
– pół łyżeczki cukru lub miodu do wyrośnięcia drożdży;
– miseczka umytych i osuszonych porzeczek, wymieszana z odrobiną bezglutenowej mąki, a także z ksylitolem lub cukrem (ilość słodzika – według upodobań);
– na kruszonkę: ćwierć kostki masła, ćwierć szklanki cukru, ćwierć szklanki maki bezglutenowej;
Wszystkie składniki miały pokojową temperaturę. Mąkę przesiałam i wymieszałam z solą. Świeże drożdże wymieszałam z łyżką mąki, łyżką ksylitolu i cukrem, łyżką śmietany i ćwierć szklanki mleka. Zostawiłam rozczyn, by podrósł. Jajka ubiłam z ksylitolem na kogel-mogel.
Wymieszałam mąkę z masą jajeczną, z rozczynem drożdżowym, z letnim mlekiem, śmietaną, miękkim masłem, domowym cukrem waniliowym. Powstała gęsta, dość twarda masa.
Według przepisu Beaty, udostępnionego na Facebooku w grupie Celiacy (za który pięknie dziękuję), ciasto miało rosnąć około godziny. U mnie już po około 40 minutach było gotowe. Wyłożyłam je na stolnicę posypaną mąką. Wyłożyłam nań ciasto i zagniotłam. Rozwałkowałam na prostokąt o grubości kilku milimetrów. Wtedy do dzieła przystąpiła Zosia. Wymieszała porzeczki z mąką i ksylitolem. Owoce rozłożyła na całym cieście.
Ponieważ turlały się po nim, wpadłam na pomysł, by lekko je dognieść do masy. Po chwili okazało się, że nie był to najlepszy pomysł, ale i tak obróciłyśmy go z Zosią w sukces.
Otóż według przepisu Beaty prostokąt należało złożyć na trzy części (1/3 ciasta zagiąć od dołu i 1/3 od góry). Sęk w tym, że nasze ciasto nieco rozmokło od wgniecionych porzeczek i nie chciało odrywać się od stolnicy. Podważałyśmy je więc silikonowym nożem, podsypywałyśmy mąką i udało się.
Powstał pas ciasta miał jednak wiele prześwitów, którymi wypadały porzeczki. Wiedziałam więc, że nie uda mi się uformować muszek (czyli pasków ciasta przekręconych w połowie)….
– Co robić? – zastanawiałam się głośno.
– Mamo, ulepmy bułeczki z owocami! – wykrzyknęła Zosia i od razu z ukrojonego pasa ciasta ulepiła kulistą drożdżówkę. Poklepała, uszczelniła, powciskała owoce i ułożyła swoje dzieło na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia.
Pracowałyśmy w pocie czoła :). Mnie z trudem, ale udało się ulepić dwie duże muszki (na zdjęciu). Gotowe drożdżówki posmarowałyśmy rozkłóconym jajkiem i zostawiłyśmy do wyrośnięcia. Naprędce przygotowałyśmy kruszonkę: zagniotłyśmy ćwierć kostki miękkiego masła, ćwierć szklanki mąki i ćwierć szklanki brązowego cukru. Zosia uwielbia eksperymentować, więc wpadła na pomysł ulepszenia kruszonki:- Dodajmy łyżeczkę karobu, dobrze? – i nie słysząc protestu wsypała karob, nasz ulubiony zamiennik kakao.
Zosia zrobiła wgłębienia w drożdżówkach i ułożyła w środku a’la czekoladową kruszonkę. Ozdobiła całość porzeczkami i borówkami amerykańskimi.
Blacha trafiła na 25 minut do piekarnika nagrzanego do 200 stopni C, z termoobiegiem. Co tam się działo! Porzeczki syczały, częściowo wyciekały w postaci dżemu, bułki rosły, a gdzieniegdzie lekko pękały. A jak pachniało! Nie, tego późnego wieczoru przez naszą kuchnię nie można było przejść obojętnie…
Po niespełna pół godzinie wyjęłam blachę z piekarnika. Zosia tupała z niecierpliwością, mimo że na zegarze dochodziła północ (cóż, wakacje mają swoje prawa).
– Nie zasnę, dopóki nie zjem mojej najpiękniejszej drożdżówki – zapowiedziała i dzielnie czekała, aż nasz wypiek ostygnie.
Drożdżówki wyrosły, jak Pan Bóg przykazał. A smakowały…. Nie przystoi się chwalić, ale to był strzał w dziesiątkę. Drożdżowe ciasto z lekko kwaskową nutą czerwonych porzeczek, a do tego chrupiąca kruszonka z posmakiem czekolady. Niebo w gębie. Całą bułkę z owocami pochłonął nawet glutenowy Daniel, czasem sceptyczny wobec drożdżowego ciasta bezglutenowego.
A mnie najbardziej cieszy frajda Zosi, która z wielką radością eksperymentowała przy stolnicy z grubością ciasta, z kształtami, a potem z ozdabianiem naszych drożdżówek.
Dlatego tak bardzo zachęcam bezglutenowe mamy i bezglutenowych ojców, by pozwalali dzieciom na wspólne gotowanie i pieczenie. Nie dość, że to frajda, to potem lepiej smakuje.
Właśnie, w kwestii zachęcania do jedzenia: czerwone porzeczki mają swoją magię. Otóż są uważane za lek dla małych niejadków, gdyż wzmagają apetyt. Ale i z innych względów warto je włączyć do diety bezglutenowej. Otóż czerwone porzeczki regulują proces wypróżniania się (a dzieci z celiakią często mają zaparcia), dbają o rozwój zdrowej mikroflory jelitowej, zawierają cenne dla nas żelazo, wzmacniają układ odpornościowy. Są też przyjazne diabetykom: kontrolują poziom cukru we krwi.
Skórki porzeczek zawierają antocyjanozydy, które hamują rozwój bakterii w przewodzie pokarmowym. Czerwone porzeczki mają mniej witamin, niż czarne, ale z uwagi na kolor kuleczek łatwiej przekonać dzieci do deserów z ich zawartością. Lato w pełni, korzystajmy więc z jego walorów!
PS Przepis Beaty zakłada użycie dwóch szklanek uniwersalnej mąki bezglutenowej. Ponieważ nie miałam takiej ilości mąki jednego producenta, pozwoliłam sobie na mieszankę: koncentrat ciasta Glutenexu, mix it Schaera oraz mix C Schaera. Nie pamiętam proporcji, zresztą nie są ważne.Ważne, to uzyskanie łącznie dwóch szklanek mąki.
Nie obawiajcie się więc mieszać mixów, a gdy zabraknie wam np. 1/2 szklanki mix-u, dodajcie bezglutenowej mąki ryżowej lub gryczanej, bezglutenowej skrobi kukurydzianej itp. Zadbajcie potem o właściwą konsystencję ciasta, a drożdżówki na pewno się udadzą.
KOMENTARZE