Jak dodać jeszcze więcej kolorów bezglutenowej kuchni i sprawić, by dzieci z apetytem siadały do stołu? Co powiecie na biało-bordowy chlebek z dodatkiem siemienia lnianego, teff i maku? Przepis jest szybki, pełen składników dodających pieczywu miękkości, a człowiekowi zdrowia :). Spróbujcie!
Glutenowy Daniel, miłośnik pszenno- żytniego chleba, zjadł na śniadanie pięć kromek. A dzieci? Prosiły o dokładkę.
Składniki:
– 500 g mąki bezglutenowej uniwersalnej lub chlebowej;
– 20 g cukru;
– 1 łyżeczka soli;
– 1 łyżeczka karobu (opcjonalnie)
– 1 łyżeczka żelatyny;
– około 440 ml letniej wody;
– 24 g świeżych drożdży w temperaturze pokojowej;
– 3 łyżki oleju;
– 140 g startych, odciśniętych surowych buraków;
– pieprz do doprawienia buraków;
– 3 garści siemienia lnianego;
– opcjonalnie 2-3 łyżki bezglutenowych płatków teff (w ofercie Incoli);
2 buraki średniej wielkości starłam na drobnej tarce. Odcisnęłam je i zważyłam, by warzywna masa miała 140 g. Dodałam nieco pieprzu. Drożdże rozpuściłam w letniej wodzie z dodatkiem łyżeczki cukru. Płyn wlałam do dużej miski, dodałam olej, wsypałam przesianą mąkę wymieszaną z cukrem, solą, karobem i żelatyną.
Dodałam 3 garści siemienia lnianego w ziarenkach. Składniki mieszałam mikserem przez około 5 minut. Powstało ciasto o konsystencji gęstej śmietany. Dodałam teff. Zostawiłam ciasto w misce, przykryte ściereczką, na około 15-20 minut. Bajecznie podrosło, stało się porowate. 2/3 masy przełożyłam do dużej formy wyłożonej papierem do pieczenia.
Pozostałą część masy wymieszałam z burakami i ułożyłam na wierzchu foremki.
Foremkę przykryłam wilgotną ściereczką i ustawiłam przy ciepłym kaloryferze.
– Niech się dzieje wola nieba – orzekłam, bo od tej pory nie miałam już na nic wpływu. – Albo wyrośnie, albo nie…
Chleb miał rosnąć 35-40 minut. W tym czasie nagrzałam piekarnik do 180 stopni C i wstawiłam na dół naczynie żaroodporne z gorącą wodą.
Po 35 minutach z drżącym sercem uniosłam ściereczkę.
– Hurra! – wykrzyknęłam, choć zbliżała się godzina 23.
Byłam z siebie bardzo dumna: chleb urósł wprost bajecznie! Posmarowałam jego wierzch roztrzepanym jajkiem i posypałam makiem. Forma trafiła na 40 minut do pieca.
Już po pół godzinie dom wypełnił się cudownym zapachem świeżego pieczywa. Chlebek jeszcze podrósł w foremce i wyglądał coraz bardziej apetycznie.
Gdy wyjęłam go z foremki, nie miałam wątpliwości, że eksperyment się udał. Gorący chleb ustawiłam na kratce, by równomiernie ostygł.
– Dopiero rano ukroimy pierwszą kromkę – zastrzegłam, choć Daniel kręcił się w pobliżu z nożem :).
Już o godzinie 6.30 byłam w kuchni. Deska, nóż, kroimy!
– Pychota – wyszeptałam, zatapiając zęby w miękkiej kromce posmarowanej masłem. My, ludzie z celiakią, cenimy takie doznania :).
Chwilę później na śniadanie zeszła się rodzinka. Daniel zjadł pięć kromek, dzieci po dwie.
Antek trochę podejrzewał, że składnikiem chleba są znienawidzone przezeń buraki. – Cel uświęca środki – pomyślałam i skłamałam, że to nowa przyprawa :). Nasz 4,5-latek spojrzał na mnie średnio ufnym wzrokiem, ale przystąpił do jedzenia.
Tak, dieta bezglutenowa jest wspaniała – no bo któż z glutenowców jadł buraczany chlebek?
Chlebek piekłam potem jeszcze kilkakrotnie. Udał się za każdym razem. Eksperyment powtórzyłam na szerokich wodach: podczas warsztatów bezglutenowych w Zielonej Górze „Zdrowa kuchnia bez glutenu” w studiu kulinarnym Look&Cook.