Co zrobić, gdy zbliżają się urodziny bezglutenowego przedszkolaka lub ucznia, który uwielbia czekoladę, a jest na nią uczulony? Podpowiedź znalazłam w Warszawie, na prywatce z okazji dnia celiakii. Ciasto Magdy było po prostu nieziemskie. Tak bardzo czekoladowe, że trudno było uwierzyć, że nie zawiera grama kakao. Tak bajecznie wilgotne i lekkie, że mogłoby startować w konkursie glutenowych wypieków. I ten pomarańczowy aromat z prawdziwych owoców…
– 6 jaj;
– 200 g drobno zmielonych orzechów laskowych (najlepiej zmielić samemu lub kupić mielony wyrób sprawdzonej firmy) – bez glutenu;
– 200 g cukru lub ksylitolu (można zmieszać oba składniki w dowolnej proporcji – będzie zdrowiej);
– 2 ugotowane pomarańcze w skórce;
– 50 g karobu (lub kakao);
– czubata łyżeczka bezglutenowego proszku do pieczenia;
– pół łyżeczki sody oczyszczonej;
Dwie małe pomarańcze o cienkiej skórce włożyłam do wrzątku i na małym ogniu gotowałam pod przykryciem przez niecałe dwie godziny. Na początku ustawiłam zbyt duży płomień i skórka na owocach lekko popękała. Na szczęście aromat nie zdążył uciec z pomarańczy. Owoce ostudziłam na sitku – trwało to około 3 godziny. Zmiksowałam je blenderem na papkę. Gdzieniegdzie zostały niewielkie kawałki skórki, które potem dodawały ciastu dekoracji.
Zosia wsypała do dużej miski 200 g zmielonych orzechów laskowych, 150 g ksylitolu i 50 g brązowego cukru. Z wprawą coraz bardziej doświadczonego cukiernika odmierzyła czubatą łyżeczkę proszku do pieczenia i pół łyżeczki sody oczyszczonej. Równie chętnie zważyła 50 g karobu.
Piekła dla brata tort urodzinowy, więc ta motywacja dodawała jej skrzydeł mimo późnej pory.
Zosia nastawiła piekarnik na 180 stopni C. Wymieszałyśmy suche składniki. Choć przepis tego nie wskazywał, jajka rozdzieliłam na białka i żółtka. Żółtka wraz z masą pomarańczową dodałam do suchej masy i wymieszałam mikserem. Białka z odrobiną soli ubiłam na sztywno i małymi porcjami dodawałam do ciasta. Puszystą masę przelałam do tortownicy wyłożonej papierem do pieczenia. Ciasto piekło się ponad godzinę, aż do suchego patyczka.
Gotowy tort wyjęłam z piekarnika i z tortownicy. Rano oddzieliłam go od papieru. Pachniał pomarańczami i czekoladą. Wyobrażałam sobie, jak Antek będzie się cieszył….
Chciałam udekorować tort masą truskawkową z serka marscapnone i bitej śmietany oraz masą karobową. Ale… była niedziela, świeciło słońce i domownicy poganiali mnie na rower, nad jezioro i do tysięcy innych zajęć :).
Stanęło na tym, że zjemy tort bez dekoracji, za to talerze ozdobimy bitą śmietaną i truskawkami. Tak też się stało. I wtedy spotkał mnie zawód. Dzieciom najbardziej smakowała bita śmietana i truskawki….
– Mamo ten tort jest świetny, ale następnym razem upiecz go bez pomarańczy, dobrze? – poprosił nasz pięcioletni solenizant, oblizując się po bitej śmietanie.
Zosia poszła w jego ślady i sięgnęła po dokładkę śmietanki :(. Nam, glutenowym i bezglutenowym dorosłym, karobowo-pomarańczowy tort smakował za to wyśmienicie. Podobnie jak warszawskie ciasto Magdy był aromatyczny, wilgotny (ale bez zakalca), mocno czekoladowy. Z pewnością wejdzie do repertuaru naszych bezglutenowych wypieków, ale tylko na imprezy dla dorosłych. A dla Antka wymyślę inne niby-czekoladowe ciasto z karobem :).
Pierwotna wersja przepisu pochodzi ze strony mojewypieki.com – na tę stronę przekierowała mnie Magda, która poczęstowała mnie w Warszawie ciastem karobowo-pomarańczowym.
KOMENTARZE