Blog

2

Julka ma cudowną klasę

10/06/2016

Julka ma cudowną klasę

10/06/2016

Drukuj
UDOSTĘPNIJ

Jest w Poznaniu szkoła, a w niej klasa trzecia, która jest niezwykle przyjazna bezglutenowej dziesięciolatce. Gdy usłyszałam tę historię, ze wzruszenia chciało mi się płakać. Bo wreszcie mogę w tym dziale opisać niezwykle pozytywne wydarzenia.

 

wycieczka5 PLASKIEJulka ma 10 lat, ma celiakię i chodzi do szkoły w Poznaniu. Jej mama bardzo mi pomogła w przygotowaniach do szkolnej, trzydniowej wycieczki mojej Zosi. Podpowiedziała, jak opisać pudełka, jak przygotować jadłospis i jak bezpiecznie przewieźć produkty na wycieczkę.

 

plakat_warsztaty_bezglutenowe_02(1)E-mailem otrzymałam również zdjęcia pudełek, które Julia dostaje na wycieczkę. Według gotowego wzoru mogłam więc przygotować swoje etykiety.

Dlaczego klasa Julki jest wyjątkowa? Gdy przygotowywana jest wycieczka, od początku ośrodek jest dobierany pod kątem diety bezglutenowej (np. należący do programu Menu bez Glutenu).

A jeśli nawet jakiś ośrodek jest znakomity, ale personel kuchni niezbyt życzliwie odnosi się do diety bezglutenowej (dotyczy ośrodków nie należących do programu Menu bez Glutenu), nauczyciel rezygnuje i poszukuje innego miejsca. Powiem więcej: rodzice innych uczniów w klasie również murem stoją za Julką i jej mamą.

 

PIKNIK 2016 lESZNO (30)Gdy klasa jest na wycieczce i planuje lody, Julki dieta jest zawsze brana pod uwagę.

Na szkolnych wyprawach nie ma mowy o jedzeniu zapiekanek, hot-dogów czy pizzy – bo przecież Julka nie mogłaby skorzystać z takiego posiłku.

 

grycanA jak jest w klasie mojej Zosi? Na obecnej trzydniowej wycieczce zaplanowane są w ciągu dnia (poza ośrodkiem) zapiekanki, gofry, pączki, lody itp. Oczywiście nie wymagam, by cała klasa podporządkowała się bezglutenowej diecie Zosi i rezygnowała z posiłków. Ale serce mamy domyśla się, co wtedy będzie czuło bezglutenowe dziecko.

 

akonfer (6)Ktoś powie, że przesadzam, przecież ono musi uczyć się życia. Tak, ale skoro gdzie indziej, zwłaszcza w Europie, bywa inaczej, to dlaczego nie zmieniać pod tym kątem Polski? Przecież chodzi o zwykłą empatię.

Bardzo, bardzo się cieszę, że są w Polsce takie dzieci, tacy rodzice i nauczyciele, takie szkoły, jak u Julki w Poznaniu. Wierzę, że za kilka lat będziemy słyszeć więcej takich historii.

 

Tesco zielona gora (8)Zmiany następują powoli, ale przecież kropla drąży skałę. Przykład? Nasza Zosia od prawie 7 lat jest na diecie i chodzi do jednej klasy z większością swoich kolegów z przedszkola. I dopiero w tym roku  (trzecia klasa szkoły podstawowej) niemal lawinowo doświadcza pięknych gestów ze strony koleżanek i kolegów. Gdy są urodzinki, koledzy lub ich rodzice myślą o Zosi i kupują bezglutenowe cukierki bądź specjalne przekąski dla Zosi (sprawdzając, czy na opakowaniu jest przekreślony kłos).

Bezglutenowe mamy mają wiele okazji do wzruszeń. Historia klasy Julki i miłe gesty w klasie mojej Zosi pokazują nam, jak piękne mogą być łzy.

KOMENTARZE (2)

anabell 10/06/2016 14:10
Od pewnego czasu czytam Twój blog i przyznam się, ze dziękuję w duchu losowi, że nie muszę być na tak restrykcyjnej diecie bezglutenowej. Choruję na Hashimoto i jestem po rzekomo błoniastym zapaleniu jelit i stąd wymóg ograniczenia jedzenia zawierającego gluten. Nie mam celiakli i zjedzenie raz na jakiś czas małej ilości czegoś, co zawiera gluten nie przyprawia mnie o wstrząs anafilaktyczny a i tak uważam, że bycie w Polsce na jakiejkolwiek diecie eliminacyjnej jest katorgą. Gotowe posiłki bezglutenowe są drogie i niestety zawierają spore ilości cukru, bo cukier poprawia ich smak. Dobrze, że ostatnio pokazały się bezglutenowe cornflexy, więc mam przynajmniej rozwiązany problem śniadań- porcja płatków zalanych kefirem i śniadanie z głowy. Nim wyczytałam u Ciebie o tym producencie wyrobów masarskich, który produkuje bezglutenowe wędliny, kupiłam jego produkcji polędwicę łososiową. Może i była bezglutenowa, ale niestety daleko jej było do świeżości- w efekcie całe opakowanie wylądowało w koszu. Poza tym te wyroby są okrutnie mocno solone, co też zdrowe nie jest. Powiem Ci szczerze- czytanie etykiet, które są na naszej żywności przyprawia mnie o dreszcze, bo niestety nic nie jest tym co być powinno. Wypada na to, że odżywiamy się głównie: białkiem sojowym, różnymi odmianami modyfikowanych skrobi, stabilizatorami, zagęszczaczami, barwnikami, emulgatorami i licho wie czym jeszcze. Nawet mięso surowe jest szprycowane barwnikami i konserwantami. A stosunek tych, którym nic nie szkodzi i mogą nawet jeść drut kolczasty, do tych co są na jakiejś spec-diecie jest naprawdę niezbyt miły. Miłego;)
admin 14/06/2016 22:14
Mam podobne przemyślenia.... Coraz więcej chemii w żywności i trudno się temu oprzeć, bo przecież nie jesteśmy w stanie wszystkiego wytworzyć w swojej kuchni....
Co nowego?

Instagram

Bądź na bieżąco

Newsletter

Zapisz się