Mieszkam już w pałacu i jest cudownie, ale o tym opowiem Wam jutro. A dziś przyjechał do nas kuzyn Wojtek z Siedlnicy. On uwielbia słodycze, chyba jeszcze bardziej niż Zosia, Antek i ja. Ale Bezglutenowa Mama niechętnie otwiera słodki sejf… Woli przygotowywać domowe i zdrowe przekąski. Wspólnymi siłami upichciliśmy więc jagiełki. Ojej, jak mi było miło wsypywać ziarenka prosa, kroić suszki i jabłka, ucierać żółtka! A Wojtek, jako najstarszy, dziadkiem do orzechów łupał orzechy.
Składniki:
– 1,5 szklanki suchej kaszy jaglanej;
– 2 jajka;
– duże jabłko;
– miseczka pokrojonych bakalii bez glutenu (np. firmy Kresto), np. suszone daktyle, suszone śliwki, suszone morele, suszone figi;
– opakowanie suszonej żurawiny;
– 2 łyżki ksylitolu lub cukru (brązowego lub białego);
– 3 łyżki orzechów włoskich (albo laskowych) – opcjonalnie – pomijamy je przy deserze dla alergika;
– 3 łyżki masła;
– bezglutenowa bułka tarta;
– bezglutenowy amarantus ekspandowany Amarello lub Szarłat (opcjonalnie);
Bezglutenowa Mama wysypała kaszę na talerz, a my, dzieci, przebierałyśmy ją paluszkami w poszukiwaniu glutenowych ziarenek.
– O, mam pszenicę! – zawołałam i odłożyłam do specjalnego słoiczka duże, podłużne ziarenko z pionową kreseczką.
Przebraną kaszę Zosia wsypała na sitko i długo płukała pod zimną wodą. Po chwili mama przelała kaszę wrzątkiem i znów zimną wodą. Odsączoną kaszę mama wsypała na gorącą patelnię z rozgrzaną już odrobiną oleju.
Przez parę minut prażyła kaszę, wreszcie zalała ją trzema szklankami wrzątku i dodała łyżkę masła oraz szczyptę soli. Na małym ogniu gotowała pod przykryciem, raz po raz delikatnie mieszając drewnianą łyżką. Gdy kasza wchłonęła całą wodę, mama wsypała gorące kuleczki na sitko i zostawiła do wystudzenia. W tym czasie nasza trójka szykowała bakalie.
Mama uszykowała nam deseczki i średnio ostre nożyki. Kuzyn Wojtek, jako najstarszy, rozgniatał dziadkiem orzechy włoskie.
Mama pokroiła jabłko ze skórką w drobną kosteczkę. Antek dostał podłużne naczynie żaroodporne, posmarował je masłem i obsypał bułką tartą oraz amarantusem ekspandowanym. Ja rozbiłam jajka i oddzieliłam żółtka od białek. Żółtka z cukrem utarłam mikserem na puszystą masę. Wymieszałam je z wystudzoną kaszą jaglaną. Mama ubiła białka ze szczyptą soli i paroma kroplami cytryny na sztywną pianę. Wmieszałyśmy ją delikatnie do kaszy z żółtkami.
Połowę kaszy wyłożyłam na dno naczynia żaroodpornego. A Zosia ustawiła piekarnik na 180 stopni C. Na dolną warstwę kaszy Antek wsypał dwie łyżki bułki tartej, wszystkie bakalie oraz pokrojone jabłka i żurawinę. Bakalie posypaliśmy dwiema łyżkami bułki tartej i paroma łyżkami amarantusa. Ułożyliśmy na tym kolejną warstwę kaszy. Na wierzchu Zosia położyła parę kawałków masła i posypała kuleczkami amarantusa oraz kilkoma owocami żurawiny. Przykryła naczynie, a mama wstawiła je na 40 minut do piekarnika.
Usiedliśmy przy stole, a Zosia przyniosła do czytania „Czarne stopy” Seweryny Szmaglewskiej. Ale mama zamyśliła się:
– Takie jagiełki z jabłkami i suszkami piekła moja babcia, a wasza prababcia w Starych Drzewcach. Nie jadłam ich, bo nawet nie znałam babci, ale słyszałam o tym od mojego taty. No, dość wspomnień, jestem ciekawa, jak nam wyjdą?
Potrawa była gotowa, gdy przybrała zwartą formę i widać było, że odchodzi od naczynia. Mama ukroiła każdemu po kawałku i polała śmietaną 18% oraz rozpuszczonym miodem gryczanym. Glutenowy Wojtek jako pierwszy zjadł całą porcję i od razu poprosił o dokładkę. – To się nazywa deser! – chwalił słodką potrawę. Zosia delektowała się małymi kęsami, a Antek…. – nie jada wieloskładnikowych dań i zdecydował się na amarantuski Amarello :).
Mnie, rzecz jasna, bezglutenowe jagiełki smakowały najbardziej. Pyszne, aromatyczne, naturalnie słodkie i kolorowe. Bezglutenowy deser: marzenie :), w dodatku przygotowany wspólnie.
Przy podwieczorku snuliśmy marzenia o udoskonaleniu naszej nowej potrawy. I już wiemy, że następnym razem podamy jagiełki z gałką waniliowych, bezglutenowych lodów Grycana…. Ojej, to dopiero będzie deser :).
KOMENTARZE