Gdy mały celiak zostaje zdiagnozowany i przechodzi na dietę bezglutenową, najczęściej nabiera apetytu, zaczyna rosnąć jak na drożdżach i przybiera na wadze. Ale czasem te efekty nie są tak piorunujące. Co wtedy? Czy to wina błędów w diecie bezglutenowej, innej choroby, a może po prostu taka uroda dziecka? A może trzeba COŚ włączyć do diety? Mamy za sobą takie doświadczenie.
Niski wzrost i słaby apetyt to częste objawy celiakii u dzieci. Dlatego zanim malec trafi do endokrynologa, warto najpierw zrobić badania w kierunku celiakii. Gdy zostanie ona potwierdzona i lekarz zaleci dietę bezglutenową, często dziecko zmienia się z miesiąca na miesiąc. Zaczyna rosnąć, przybiera na wadze, ma apetyt i lepszy nastrój. W ciągu paru miesięcy potrafi nadgonić stracone centymetry, wyrasta z poprzednich ubrań. I już nie odstaje od rówieśników w szkole czy przedszkolu.
Ale bywa i tak, że dieta bezglutenowa nie poprawia jego siatki centylowej. Gdy dziecko ze zdiagnozowaną celiakią nadal słabo rośnie, trzeba wziąć pod lupę sposób prowadzenia diety Czy rodzice lub kadra przedszkolnej kuchni nie popełniają nieświadomych błędów? Z rozmów z bezglutenowymi rodzicami wiem, że ich wiedza o diecie bezglutenowej bywa czasem naprawdę słaba. Podają dziecku z celiakią orkisz lub kaszę jęczmienną, zwykłe płatki owsiane, pasztet z kaszką manną, wyroby seropodobne z mąką pszenną czy słodycze zakazane w diecie bezglutenowej (np. Milky Way, Mars itp.). Bywa, że błędy popełnia przedszkolna lub szkolna kuchnia, która z powodu niewiedzy serwuje dziecku z celiakią zupę z mąką, naleśniki czy ciasteczka owsiane.
Albo kucharki nie dbają o bezglutenową czystość na blatach czy podczas roznoszenia posiłków.Wsparciem może być doświadczona dietetyczka albo inni rodzice. Sporo wiedzy można zdobyć także na imprezach i warsztatach, które są organizowane m. in. u Bezglutenowej Mamy.
Gdy jednak nikt nie ma sobie nic do zarzucenia w kwestii diety, a dziecko nadal nie rośnie, lepiej nie zwlekać i wybrać się do endokrynologa. Wystarczy kilka prostych badań z krwi (pobranej w laboratorium), by wstępnie określić szanse na rośnięcie dziecka z celiakią. Nie trzeba od razu iść do szpitala na parę dni. Bywa, że właśnie taka wizyta u endokrynologa uspokoi rodziców.
Specjalista bowiem najpierw wykluczy chorobę (np. genetyczną). Wyliczy zakładany wzrost dziecka w wieku 18 lat, a także określi średnie roczne przyrosty. I przez 3-4 lata będzie obserwował (podczas wizyt raz w roku), czy dziecko rośnie „zgodnie z planem”. Tak było właśnie u nas. Mimo ścisłej diety bezglutenowej w domu i w przedszkolu Zosia nadal nie rosła.
RTG dłoni wykazało, że jej wiek kostny jest o dwa lata niższy, niż metryka. Trafiliśmy do endokrynologa w poradni przy ul. Szpitalnej w Poznaniu. Pani doktor od razu nas uspokoiła i zalecała cierpliwość. Spotykaliśmy się początkowo raz na pół roku, by ocenić wzrost i wagę. No, pomiary nie były zachwycające, to fakt. Owszem, wiedzieliśmy już, że z uwagi na nasz wzrost i Zosia nie będzie żyrafą. Ale dlaczego nie rosła choć trochę szybciej?
Doszłam do wniosku, że czas zweryfikować dietę. Poszłam z Zosią do cenionej w Polsce dietoterapeutki. W ręce trzymałam wydruk z dokładnym menu Zosi, spisywanym przez dwa tygodnie.
– Jak Zosia ma rosnąć, skoro w jej organizmie brakuje budulca? – zdziwiła się dietoterapeutka. – Przecież ona je główne węglowodany, nabiał i warzywa, a za mało białka zwierzęcego. A to właśnie ono jest budulcem ciała i kości.
I dostałyśmy kilka zaleceń (m. in. naturalny preparat wspomagający kości), wśród których najważniejsze było zwiększenie ilości mięsa, ryb i jaj w diecie. Do szkoły Zosia nie miała dostawać kanapki z serem lub dżemem, lecz kabanosa, kanapkę z KILKOMA plastrami wędliny/mięsa plus porcję warzyw. Na kolację miała nie jeść chleba, by się nim nie zapchać.
Na talerzu miało się znaleźć białko i warzywa – po połowie. Ważny był udział warzyw, by samym białkiem nie przeciążyć nerek i jelit dziecka. Co do słodyczy, były dozwolone raz w tygodniu, na podwieczorek, w ilości nielimitowanej.
Minęły dwa lata od czasu, gdy wprowadziliśmy tę dietę.
Nie było łatwo, bo które dziecko z własnej woli zje na śniadanie lekki bigosik czy porcję ryby? Niedawno byłam z Zosią na kolejnej wizycie u endokrynologa. Sama się zdziwiłam pomiarom. Okazało się, że Zosia urosła 7 cm w ciągu roku! Nadal jest drobną dziewczynką, jedną z najdrobniejszych w klasie. Ale jej linia wzrostu na siatce centylowej idzie zgodnie z planem, założonym do 18. roku życia. I nikt już nie oczekuje, że Zosia zamieni się w żyrafę.
Z czystym sumieniem pozwalamy jej rosnąć swoim rytem i nadal nie rezygnujemy z udziału białka w diecie. Pewnie ta metoda nie okaże się skuteczna dla wszystkich niskich dzieci. Ale warto spróbować, prawda? Ograniczenie pustych węglowodanów i tak zawsze wyjdzie na zdrowie :).