Zarzekałam się, że nie będę w domu kisić kapusty, bo to zbyt czasochłonne. Ale zdarzenie w osiedlowym sklepiku sprawiło, że zmieniłam zdanie. Stwierdziłam, że bez sensu jest jedzenie kapusty ukwaszonej octem (lub żurkiem), pozbawionej cennych składników i ryzykownej dla osób na diecie bezglutenowej. Tak rozpoczęła się w naszym domu era kiszenia kapusty. Aromatycznej, domowej, pysznej. Przepis pochodzi z jednego z ulubionych blogów.
Składniki w przeliczeniu na 1 kg białej kapusty (*):
– kg poszatkowanej białej kapusty;
– sól kamienna niejodowana (koniecznie) – około 1,5 łyżki na kg kapusty;
– liść laurowy;
– 1 łyżeczka ziela angielskiego bez śladowych ilości glutenu;
– 1 łyżeczka pieprzu czarnego bez śladowych ilości glutenu;
– 1 łyżeczka białej gorczycy bez śladowych ilości glutenu;
– kilka plasterków imbiru;
– kilka ząbków czosnku;
Wyparzyłam kamionkowy garnku (może być słoik). Kapustę posiekałam (za drugim razem użyłam tarki) i ugniatałam z solą aż do powstania soku. Wymieszałam z przyprawami i umieściłam w garnku. Ponieważ soku było zbyt mało, by przykrył całą powierzchnie kapusty, dolałam przegotowaną letnią wodę z solą (1,5 łyżki na litr). Warzywa przygniotłam kamieniem (przytarganym niegdyś z Gór Izerskich) tak, aby sok przykrywał całe warzywa.
Garnek nakryłam bawełnianą ściereczką i na 3-4 dni ustawiłam na kuchennym blacie (w temperaturze pokojowej). Potem na dziesięć dni garnek zniosłam do garażu, by kapusta kisiła się w temperaturze około 10 stopni (glutenowy Daniel wyjadał kapustę przy każdej bytności w garażu). Gotową kiszonkę przełożyłam do słoików, zalałam sokiem i umieściłam w lodówce. Przetrwała tam tylko 2 dni – domownicy zjadali ją do każdego posiłku, nawet do kanapek.
Od tej pory w naszym domu nie pojawia się już sklepowa kapusta kwaszona (tudzież kiszona). Tym bardziej, że na blogu i FB dowiedziałam się od internautek, że niektórzy producenci (nawet ci domowi, ekologiczni) dodają do kiszenia kapusty żurek – a więc gluten…. Poza tym Daniel i Zosia tak pokochali smak domowej, bezglutenowej kapusty kiszonej, że nie chcą słyszeć o kupowanej. Chwalą imbirową nutę tej kapusty oraz przyjemną kwaskowość. A sok, który zostaje w słoiku, jest nie do podrobienia…. Pijemy go wszyscy (poza Antkiem oczywiście, których takich rzeczy nie jada i nie pije).
Następnym razem spróbuję ukisić kapustę z dodatkiem kminku, bez imbiru – tak dla odmiany. A jakie są wasze doświadczenia z kiszoną kapustą? Wiecie, że najczęściej w sklepach kupuje się kapustę ukwaszoną właśnie octem lub żurkiem – bo taki proces jest krótki i tani, a więc opłacalny.
(*) Przepis pochodzi z boga smakoterapia.pl