Przez ćwierć wieku była urzędniczką, żoną żołnierza i mamą dwóch synów. Lubiła gotować, a jej kuchnia miała dobrą sławę w rodzinie. Kluski, pyzy, ciasta – uwielbiał je też młodszy Bartosz. Ale przez 20 lat nawet najlepsi specjaliści nie skojarzyli jego dolegliwości z jedzeniem glutenu i z celiakią. Podstępna choroba coraz pustoszyła organizm. ..
Wtedy jeszcze nie wiedziała, że to początek zmian w jej życiu zawodowym oraz osobistym.
– Gdy rozmawiam z nowymi klientami, to widzę siebie sprzed paru lat – pani Anna (na zdjęciu z synem Bartoszem oraz z partnerem Kazimierzem) uśmiecha się do tych wspomnień. – Też byłam wtedy przerażona i zagubiona. Nie miałam pojęcia, jak karmić syna. Co mu podać zamiast ulubionej bułki, pierogów i makowca? A lekarze nie powiedzieli nam, że gluten to nie tylko mąka pszenna. Sama dowiedziałam się, że może być w herbacie, jogurcie, dżemie, w szynce i kostce rosołowej. Wszędzie…
Z dnia na dzień uczyła się więc diety bezglutenowej. Po pracy zakładała fartuszek i lepiła z mąki kukurydzianej pierogi, które … rozpadały się po wrzuceniu na wrzątek. Piekła po nocach ciasta, które kruszyły się od razu po rozkrojeniu. Zaczęła piec chleb, ale pierwsze bochenki przypominały styropian. Wylała sporo łez, zmarnowała dziesiątki produktów, ale na szczęście Bartosz cierpliwie znosił te próby, aż wreszcie rozsmakował się w bezglutenowej kuchni mamy.
Ale kłopoty nadeszły z innej strony. Bartosz przestał wychodzić z przyjaciółmi, bo nie mógł z nimi nic zjeść w mieście. Tak, czasem zabierał w pudełkach swoje spaghetti albo kanapki, ale nie czuł się komfortowo. Oni zajadali pizzę, makarony i tiramisu, a on…
„Już wolę nic nie jeść przez parę godzin, niż być inny” – tłumaczył rozgoryczony mamie. „Tak dalej być nie może, muszę coś zrobić! Przecież jest jakieś wyjście!” – Anna rozmyślała wieczorami.
Miała dużo czasu, bo stres zrobił swoje i zaczęła poważnie chorować. Wreszcie została zwolniona z powodu długotrwałej nieobecności w pracy. Niestety, pośredniak nie miał dla niej ofert. W wieku 47 lat czuła się niepotrzebna i przygaszona. Jednocześnie zaczęło się psuć jej małżeństwo, a synowie opuścili gniazdo i założyli własne rodziny.
Któregoś wieczora doznała olśnienia: jest bez zajęcia, ma zawód technika żywienia zbiorowego, jej kuchnia jest ponoć zjadliwa, a żaden lokal w Toruniu nie oferuje bezglutenowego jedzenia. Tak, założy restaurację!
– Rozumowałam tak: nawet jak mi nie wyjdzie super biznes, to mój syn będzie mógł spotykać się tam z przyjaciółmi i w każdej chwili wpadnie na kawę z ciastem. A za nim może przyjdą inni– opowiada Anna Szydłowska.
Był 2013 rok. Miała trochę oszczędności, mnóstwo determinacji i zero doświadczenia w prowadzeniu takiego biznesu. Ryzykowała tak, jak nigdy w życiu. Wynajęła jednak zrujnowaną restaurację w osiedlowym blaszaku.
Z urzędu pracy dostała niewielką dotację i stworzyła pierwsze w województwie kujawsko-pomorskim bezglutenowe bistro wraz ze sklepikiem. W dwa miesiące wyremontowała lokal: naprawiła podłogi i ściany, wymieniła okna, wstawiła nowy bar, uszyła kolorowe firanki, kupiła regały na sklep i wyposażenie kuchni. Pomagali jej synowie oraz przyjaciel, którego poznała podczas swojego nowego hobby: biegania w maratonach. Dziś Kazimierz jest jej życiowym partnerem oraz … kelnerem w lokalu, w którym ona gotuje. Spędzają tam po kilkanaście godzin przez siedem dni w tygodniu.
– Mąż? Nasze drogi rozeszły się w czasie, gdy tworzyłam restaurację. Dostałam kopa na nowe życie, ale zacisnęłam pięści i nie poddałam się – mówi pani Anna z wypiekami na twarzy.
Restauracja Celia Cooking działa od lutego 2014 roku. Nie brakuje jej klientów, ale zdarzają się chwile zwątpienia i momenty, gdy właścicielka z trudem zbiera na czynsz i opłaty. Czy było warto? Dla Anny to retoryczne pytanie. Nie zyski były jej celem, lecz stworzenie restauracji dla syna. Cieszy ją, że Celia Cooking ściąga turystów i mieszkańców, więc chętnie organizuje warsztaty bezglutenowe i imprezy okolicznościowe, prowadzi też mini punkt informacyjny o celiakii.
– Nie tęsknię za biurkiem i urzędem. Każdego dnia mam motywację, by wstać i iść do pracy. Restauracja to mój sposób na życie, a nie biznes. Nigdy nie byłam tak spełniona i szczęśliwa – uśmiecha się znad miseczki bezglutenowych flaczków, które właśnie przyniosła dla klienta. Tak, to chyba jedyne miejsce w Polsce, które serwuje takie danie w wersji gluten-free…
Anna otworzyła restaurację dla syna Bartosza (na syn i wnuk Anny) i rzecz jasna on jest jej najmilszym gościem. Wpada czasem do Celia Cooking na szybki obiad, na kawę z ciastiem. Wie, że nie ma jak u mamy…. Zawsze bezglutenowo, smacznie i zdrowo.
Restauracja Celia Cooking w Toruniu należy do programu Menu bez Glutenu (www.menubezglutenu.pl), prowadzonego przez Polskie Stowarzyszenie Osób z Celiakią i na Diecie Bezglutenowej (www.celiakia.pl). Personel przeszedł specjalistyczne szkolenie, zakończone egzaminem.
Artykuł o Annie Szydłowskiej ukazał się w magazynie „Poradnik Domowy”.