Upiekłam w życiu wiele bezglutenowych chlebów z mąk naturalnych oraz z mixów polskich, włoskich i czeskich. Ale bezglutenowy bochenek z angielskiej mieszanki, który wyjęłam z pieca wieczorem, przebił wszystkie dotychczas znane nam chleby. Daniel myślał, że to jego glutenowy chleb i rozkroił go bezceremonialnie (na szczęście na czystej desce), Zosia ze łzami w oczach jadła piętkę, a Antek prosił, czy mógłby dostać ten chlebek jutro do szkoły na drugie śniadanie.
Mąkę wsypałam do miski wraz z drożdżami, dodałam wodę oraz oliwę. Mieszałam robotem przez 5 minut – do uzyskania dość gęstego, lepkiego ciasta. Blat stołu posypałam bezglutenową mąką, wyłożyłam ciasto i uformowałam bochenek.
Ułożyłam go na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia i okryłam folią spożywczą. Piekarnik nagrzałam na 200 stopni (termoobieg).
Gdy po około kwadransie chleb podwoił objętość, posypałam go lekko bezglutenową mąką, a nożem zrobiłam kilka poprzecznych nacięć. Blachę wstawiłam do piekarnika na niespełna 30 minut.
Zapach dobiegający z pieca podpowiadał nam, że czeka nas uczta. Ale takich doznań się nie spodziewaliśmy! Z piekarnika wyjęłam kształtny, pięknie przypieczony bochenek, lekki jak piórko.
Bochenek wyglądem i zapachem tak przypominał glutenowy chleb, że dzieci zrobiły glutenowemu tacie żart. Gdy wrócił z pracy powiedziały, że mamie udało się kupić wymarzony dla niego chlebek. Daniel obejrzał, powąchał i … uwierzył! Niestety, ta historia mogła się skończyć tragicznie.
Otóż w chwili naszej nieuwagi Daniel rozkroił nasz angielski, bezglutenowy chlebek!
Tyle dobrze, że uczynił to na czystej deseczce i wyjętym z szuflady nożem, a nie sprzętami, których na co dzień używa w swoim glutenowym kąciku. Zosia w porę dostrzegła dramat i podniosła alarm:
Oszołomiony Daniel zdębiał:
Sytuację udało się w porę uratować. Odkrojoną piętkę posmarowałam masłem i zaniosłam Zosi na pocieszenie. I znowu płakała, tym razem ze szczęścia. Wąchała swoją piętkę, oglądała ze wszystkich stron, odłamywała i gniotła. Jadła z takim smakiem, że chętnie rozkroiłabym dla niej cały bochenek…
Daniel nie odpuścił i również zażyczył sobie kromeczkę. Potwierdził, że to glutenowy smak. W tej sytuacji, choć dobiegała godzina 21, i Antek nie dał się zbyć:
Z namaszczeniem zatopił zęby w suchej skibce i pochłonął ją w mig, prosząc, by zrobić mu jutro drugie śniadanie właśnie z tego chleba.
W tej sytuacji mój angielski chlebek nie dotrwał do porannej sesji zdjęciowej, przy dziennym świetle. Sfotografowałam naprędce to, co zdążyłam :). A Antkową kromkę powyginałam na wszystkie strony – i gięła się jak pszenna! Osobiście ugryzłam tylko kawałek skórki. I uwierzcie: po raz pierwszy jadłam chlebek, który smakował naprawdę jak glutenowy! (ten smak pamiętam z licznych w dzieciństwie prowokacji glutenem). Smak był tak identyczny, że mnie nie zachwycił… Dlaczego? Bo nigdy nie cierpiałam smaku i zapachu glutenowych wypieków. I wbrew pozorom to chyba najlepsza ocena dla bezglutenowego producenta…
Dotąd palmę pierwszeństwa w produkcji bezglutenowych mixów i pieczywa przyznawałam Włochom. I owszem, nadal uważam, że mają znakomite produkty (m. in. Nutri Free i Schaer). Jednak teraz, gdy wypróbowałam angielską mieszankę, zdobytą wiosną na targach Gluten Free Expo 2015 w Warszawie, zmieniam zdanie. Otóż nie tylko Włosi rządzą bezglutenowymi podniebieniami… Ponoć znakomite są również francuskie i irlandzkie mieszanki. Gdy wypróbuję, dam znać.