Półtora miesiąca temu swoją zawodową przygodę w Anglii rozpoczęła Reiko – dorosła celiaczka z Wielkopolski. Pracuje tam jako ratownik medyczny i specjalnie dla nas relacjonuje bezglutenowe życie w Anglii. Opowiada, jak smakuje musli i czym różni się bezglutenowy chleb angielski od znanego w Polsce.
Reiko zamieszkała w niewielkiej miejscowości nad morzem. We wsi jest mini-Tesco i market Asda. W pierwszych godzinach po przybyciu na wyspę te sklepy uratowały Wielkopolankę od głodu. W Tesco udało się odnaleźć dość bogatą linię free-from, były m. in. bezglutenowy chleb i bezglutenowa pizza mrożona.
– Pizza uratowała mi życie po 24-godzinnej wycieczce przez trzy kraje – przyznaje Reiko. – Z miksów znalazłam tylko DovesFarm, i to w innym, większym Tesco. Za to większość bezglutenowych produktów kosztuje w Anglii tyle samo, co w Polsce.
Przykłady? Pizza z Tesco – 2,20 funta, chleb wieloziarnisty Schaer – 2,3 funta, 1,5 kg miksu Doves – 1,50 funta.
W markecie Asda koło domu Reiko znalazła 5 różnych gotowych dań bezglutenowych. To prawdziwe zbawienie dla Polki, która przed rozpoczęciem pracy zaczyna cykl szkoleń trwających po 10 godzin dziennie. Na domowe gotowanie czas nadejdzie nieco później.
– Większość produktów jest dobrze oznaczona – dodaje Reiko. – Mają napis „gluten free” lub międzynarodowe oznaczenie.
Dania te zdaniem Reiko są słabo doprawione. Prawdziwy dramat panuje natomiast w składzie innych produktów. Napoje zawierają ogromne ilości cukru (woda smakowa nawet 17g /100ml), większość napojów zawiera syrop glukozowo-fruktozowy plus słodziki, a ich skład przypomina sklep z chemią, a nie żywność.
Na Wyspach nie ma problemu z zakupem świeżego pieczywa bezglutenowego. Wszystkie rodzaje chleba są świeże i nie wymagają odpiekania czy parowania.
– Minus jest taki, że te chleby są jak z waty, przypominają najgorszy chleb tostowy znany w Polsce – wzdryga się bezglutenowa ratowniczka medyczna. – Są smaczne, ale bez treści.
Na stacji benzynowej jest wybór z ok 20 batonów bezglutenowych, w tym wysokobiałkowe „flapjacki” czyli batoniki owsiane/musli. W pubach i restauracjach są posiłki oznaczone jako bezglutenowe.
– Jeszcze się nie odważyłam skosztować – relacjonuje bezglutenowa Polka. – Tym bardziej, że zawiodłam się na kanapkach na uczelni.
Reiko, szkoląca się w angielskich procedurach udzielania pierwszej pomocy, przez pierwsze dni korzystała z dań serwowanych w centrum konferencyjnym i na uczelni.
– Na zamówienie, bez żadnego problemu, przygotowano mi bezglutenowe drugie śniadanie. Były na przykład kanapki na osobnym talerzu, przykryte folią – opowiada Reiko z uznaniem. – Pan, który podawał mi zamówienie zapewnił, że wszystkiego dopilnował, bo sam jest na diecie bezglutenowej.
Kanapki były znakomite. Żadnej pasty, jak w zwykłych kanapkach, tylko wędliny i sałata. Do tego banan i ciastka bezglutenowe (świeżo zafoliowane).
– Nigdy wcześniej nawet nie wpadłabym na to by pytać czy jest możliwość otrzymania jedzenia, a tym bardziej, żeby je spokojnie zjeść – podkreśla Wielkopolanka. – Ale uniwersytet energii jądrowej widać umie . A ja po raz pierwszy od dawna nie jeżdżę z torbą jedzenia.
Niestety, potem rzeczywistość nie była już tak różowa. Choć w pierwszych dniach było OK, potem Reiko coś zaszkodziło. Być może w kolejnych dniach posiłki szykował już kto inny… Kolejna sytuacja potwierdziła przypuszczenia Polki. Otóż lunch, który otrzymywała w przerwach, był już opatrzony tabliczką z ostrzeżeniem o możliwych śladowych ilościach glutenu.
– Reasumując : łatwiej zjeść coć „na szybko” (puszki, batony, chleb), ale dobrej i zdrowej żywności brakuje bardzo… Jak również półproduktów do gotowania i pieczenia w domu – kończy swą opowieść Reiko.
A Bezglutenowa Mama życzy Wielkopolance zawodowych sukcesów i pozytywnych kulinarnych przygód. Powodzenia, Reiko!
Galeria zdjęć od Reiko