W tym roku, wędrując po Kotlinie Kłodzkiej, postanowiłam przetestować możliwość bezglutenowego jedzenia w schroniskach. Oczywiście w plecakach mieliśmy bezglutenowy prowiant: kanapki, owoce, warzywa i przekąski. I całe szczęście, bo test nie wypadł zbyt pomyślnie. Podobnie było w późniejszych latach, podczas wędrówek po schroniskach tatrzańskich czy karkonoskich. Generalna zasada jest taka: najlepiej mieć własny prowiant bezglutenowy w plecaku. Sprawdziłam to, serio. Jedzenie bezglutenowe w schroniskach polskich i słowackich to raczej fikcja (choć są odstępstwa). Jak się zatem sprawdzić żywienie bezglutenowe w schroniskach górskich? Zerknijcie do poniższego poradnika.
Mogę powiedzieć, że odwiedziłam już kilkadziesiąt schronisk górskich w Polsce, Czechach i na Słowacji. Nie mam dobrych wieści. Dieta bezglutenowa dla osoby z celiakią w schroniskach górskich jest mało realna, choć nie zupełnie niemożliwa. Niezależnie od tego, czy wędrujesz z plecakiem szczytami gór i spędzasz tam tydzień, czy tylko wpadasz na jednodniową wycieczkę, zawsze, ale to zawsze musisz mieć w plecaku własny prowiant bezglutenowy. Choćby kilka produktów, ale bez tego ani rusz. Oczywiście wszystkie szczegóły podaję w osobnym wpisie – Bezglutenowe wakacje w górach – jaki prowiant do plecaka?
A dlaczego dieta bezglutenowa w schronisku górskim jest prawie niemożliwa do zaoferowania?
W tym roku, wędrując po Kotlinie Kłodzkiej, postanowiłam przetestować możliwość bezglutenowego jedzenia w schroniskach. Oczywiście w plecakach mieliśmy bezglutenowy prowiant: kanapki, owoce, warzywa i przekąski. I całe szczęście, bo test nie wypadł zbyt pomyślnie.
Po południu dotarliśmy żółtym i niebieskim szlakiem na Szczeliniec Wielki (start przy Wodospadach Pośny koło Radkowa). Po drodze zajadaliśmy się świeżo zrywanymi jagodami, podgryzaliśmy też bezglutenowe kanapki. I zastanawialiśmy się, czy w schronisku na Szczelińcu Wielkim zdołamy zjeść coś bezglutenowego.
Przy ladzie zapytałam o bezglutenowe dania. Ekspedientka oznajmiła, że może mi podać bezglutenowy gulasz wegański. W składzie ma soczewicę, warzywa i dużo przypraw.
Poprosiłam zatem o sprawdzenie, czy etykieta z przyprawy mówi coś o glutenie.
Pokiwałam głową i dopytałam, czy gulasz jest zaciągany mąką.
Nie przysłuchiwałam się dalszej rozmowie pracowników schroniska na Szczelińcu. Wiedziałam, że ten zespół nie jest w stanie przygotować żadnego bezglutenowego obiadu. Na regałach nie było też żądnych bezglutenowych, powszechnie dostępnych przekąsek (np. wafle ryżowe czy Snickers).
Na dworze rozłożyłam więc nasze kanapeczki i zjedliśmy je z dużym smakiem, po czym ruszyliśmy żółtym szlakiem do wsi Pasterka i do schroniska Pasterka.
Do celu dotarliśmy po około 30 minutach. Pasterka zauroczyła nas swoją sielskością, spokojem, bliskością natury, krzykiem orłów szybujących nad pobliskimi Szczelińcem Wielkim i Szczelińcem Małym. Zachwycił nas wiejski cmentarz w Porębie i lichy kościółek, zaledwie kilka domeczków, chyboczące na jednym zawiasie płotki. No i ten pejzaż: wieś Pasterka leży u stóp Szczelińca Wielkiego i Szczelińca Małego. Tak, miejsce jest świetne na wakacje z dala od świata.
My jednak zmierzaliśmy do schroniska PTTK na końcu wsi. To ładny obiekt z rozległym polem namiotowym i z widokiem na góry. Nie spodobał nam się jedynie parking zastawiony samochodami – na całej długości schroniska. Widok samochodów odbierał sielskość krajobrazowi.
Udaliśmy się do baru. Jest prowadzony przez młodych ludzi, bardzo zaangażowanych w tworzenie fajnego miejsca.
Po krótkiej rozmowie zamówiłam dla Zosi pieczone ziemniaki z jajkiem sadzonym (2 sztuki), a dla siebie – jajecznicę z kefirem. Nie wzięłam surówki, gdyż po dopytaniu okazało się, że w surówce jest kwasek cytrynowy (często zawiera śladowe ilości glutenu).
Daniel zamówił schabowego w zestawie, a dla Antka – zwykłego schabowego (Antek nie jest na ścisłej diecie bezglutenowej).
Upewniłam się, że pieczone ziemniaki nie są niczym posypywane, że do jajecznicy trafiają tylko pieprz i sól. Okazało się też, że kucharz może przygotować osobno porcję surówki z białej kapusty, bez kwasku. Bardzo mnie to ucieszyło. Za obiad dla czterech osób (plus cola, piwo dla Daniela i lody dla dzieci) zapłaciliśmy około 80 zł.
Zajadaliśmy nasz obiad na bezglutenowych wakacjach z dużym smakiem: dania były pyszne, dobrze przygotowane i ładnie podane. A dla Zosi i dla mnie – bezglutenowe – a to najważniejsze.
W czasie naszych bezglutenowych wakacji w Willi Wzgórze Poręba jeszcze wielokrotnie odwiedzimy schroniska górskie, moje bezglutenowe testowanie nadal więc trwa. Ale pierwsze wrażenie jest takie, że polskim kucharzom i sprzedawcom daleko do ich czeskich kolegów….
Galeria zdjęć z przemarszu po schroniskach kłodzkich:
W tym roku, wędrując po Kotlinie Kłodzkiej, postanowiłam przetestować możliwość bezglutenowego jedzenia w schroniskach. Oczywiście w plecakach mieliśmy bezglutenowy prowiant: kanapki, owoce, warzywa i przekąski. I całe szczęście, bo test nie wypadł zbyt pomyślnie.
Po południu dotarliśmy żółtym i niebieskim szlakiem na Szczeliniec Wielki (start przy Wodospadach Pośny koło Radkowa). Po drodze zajadaliśmy się świeżo zrywanymi jagodami, podgryzaliśmy też bezglutenowe kanapki. I zastanawialiśmy się, czy w schronisku na Szczelińcu Wielkim zdołamy zjeść coś bezglutenowego.
Przy ladzie zapytałam o bezglutenowe dania. Ekspedientka oznajmiła, że może mi podać bezglutenowy gulasz wegański. W składzie ma soczewicę, warzywa i dużo przypraw.
Poprosiłam zatem o sprawdzenie, czy etykieta z przyprawy mówi coś o glutenie.
Pokiwałam głową i dopytałam, czy gulasz jest zaciągany mąką.
Nie przysłuchiwałam się dalszej rozmowie pracowników schroniska na Szczelińcu. Wiedziałam, że ten zespół nie jest w stanie przygotować żadnego bezglutenowego obiadu. Na regałach nie było też żądnych bezglutenowych, powszechnie dostępnych przekąsek (np. wafle ryżowe czy Snickers).
Na dworze rozłożyłam więc nasze kanapeczki i zjedliśmy je z dużym smakiem, po czym ruszyliśmy żółtym szlakiem do wsi Pasterka i do schroniska Pasterka.
Do celu dotarliśmy po około 30 minutach. Pasterka zauroczyła nas swoją sielskością, spokojem, bliskością natury, krzykiem orłów szybujących nad pobliskimi Szczelińcem Wielkim i Szczelińcem Małym. Zachwycił nas wiejski cmentarz w Porębie i lichy kościółek, zaledwie kilka domeczków, chyboczące na jednym zawiasie płotki. No i ten pejzaż: wieś Pasterka leży u stóp Szczelińca Wielkiego i Szczelińca Małego. Tak, miejsce jest świetne na wakacje z dala od świata.
My jednak zmierzaliśmy do schroniska PTTK na końcu wsi. To ładny obiekt z rozległym polem namiotowym i z widokiem na góry. Nie spodobał nam się jedynie parking zastawiony samochodami – na całej długości schroniska. Widok samochodów odbierał sielskość krajobrazowi.
Udaliśmy się do baru. Jest prowadzony przez młodych ludzi, bardzo zaangażowanych w tworzenie fajnego miejsca.
Po krótkiej rozmowie zamówiłam dla Zosi pieczone ziemniaki z jajkiem sadzonym (2 sztuki), a dla siebie – jajecznicę z kefirem. Nie wzięłam surówki, gdyż po dopytaniu okazało się, że w surówce jest kwasek cytrynowy (często zawiera śladowe ilości glutenu).
Daniel zamówił schabowego w zestawie, a dla Antka – zwykłego schabowego (Antek nie jest na ścisłej diecie bezglutenowej).
Upewniłam się, że pieczone ziemniaki nie są niczym posypywane, że do jajecznicy trafiają tylko pieprz i sól. Okazało się też, że kucharz może przygotować osobno porcję surówki z białej kapusty, bez kwasku. Bardzo mnie to ucieszyło. Za obiad dla czterech osób (plus cola, piwo dla Daniela i lody dla dzieci) zapłaciliśmy około 80 zł.
Zajadaliśmy nasz obiad na bezglutenowych wakacjach z dużym smakiem: dania były pyszne, dobrze przygotowane i ładnie podane. A dla Zosi i dla mnie – bezglutenowe – a to najważniejsze.
W czasie naszych bezglutenowych wakacji w Willi Wzgórze Poręba jeszcze wielokrotnie odwiedzimy schroniska górskie, moje bezglutenowe testowanie nadal więc trwa. Ale pierwsze wrażenie jest takie, że polskim kucharzom i sprzedawcom daleko do ich czeskich kolegów….
Galeria zdjęć z przemarszu po schroniskach kłodzkich: