– Cukierek albo psikus! – wołają dzieci, które 31 października w makabrycznych przebraniach pukają do drzwi mieszkań i domów. Gdy w ubiegłym roku do naszego domu zapukały straszydła, poczęstowaliśmy ich bezglutenowymi ciasteczkami. Wiecie, że bardzo im smakowały? Dopiero na odchodne zdradziłam im, że to były ciacha gluten free… Ale zrobili miny! Teraz podpowiem Wam, jak upiec z rodzicami takie makabryczne ciasteczka bez glutenu!
Składniki w tej samej temperaturze(*):
– 100 g mąki wieloziarnistej bezglutenowej Schaer Brot Dunkel;
– 1 szklanka bezglutenowego amarantusa ekspandowanego;
– 2 jajka;
– 50 g masła;
– 50 g cukru;
– 1/3 szklanki posiekanych orzechów (opcjonalnie;
– ½ łyżeczki cynamonu (można dać więcej);
– ½ łyżeczki bezglutenowego proszku do pieczenia;
Polewa:
– pół tabliczki czekolady bez glutenu (np. ekwadorska gorzka z Lidla, Goplana);
– 1 łyżka słodkiej śmietanki 30%;
Lukier:
– szklanka cukru pudru;
– białko sparzonego wrzątkiem jajka;
Do pracy najlepiej zaproście starsze rodzeństwo, babcię, ciocię lub mamę.
Zosia wymieszała w misce mąkę, proszek do pieczenia i cynamon. Zmiksowałam miękkie masło z cukrem i jajkami. Do gotowej masy Antek dosypywał mąkę. Na końcu dodał amarantus i delikatnie wymieszał łyżką. Bezglutenowa Mama nagrzała piekarnik do temperatury 180 stopni C. Masę wkładaliśmy do silikonowych foremek z wizerunkiem ducha i wyszczerzonej dyni. Ciasteczka piekły się 15 minut. Gdy wystygły, wyjęłam je ostrożnie, drżąc, by nie ukruszyły się ręce duchów lub ogonki dyni :).
Bezglutenowa Mama roztopiła na parze czekoladę, a my oblizywaliśmy się ze smakiem czekając, aż będzie można zanurzyć w tej słodyczy choć paluszek…. Do masy mama doda kilka łyżek gorącej śmietanki. Wymieszała składniki.
Lukier mogliśmy zrobić sami: Antek i ja przygotowaliśmy składniki, a Zosia wymieszała mikserem białko z cukrem pudrem. W gotowych polewach zanurzaliśmy a przemian palce i nasze ciasteczka: dynie powędrowały do czekolady, a duchy – do lukru.
Potem nastąpił długi czas zastygania polew na ciachach. Gdy stwardniały, udekorowaliśmy je kontrastowo: duchom zrobiliśmy czarne oczka i rozdziawione, czarne buźki. Dyniom z kolei nalaliśmy lukier w otworki na oczy i wyszczerzone paszcze. Masa znów stygła parę godzin. Gdy już nic nie kapało z naszych ciasteczek, zanurzyliśmy w polewach ich spody. Oczywiście przed tą czynnością polewy wymagały ponownego wprowadzenia w stan ciekły: Bezglutenowa Mama czekoladę podgrzała na parze i dodała śmietanki, a do lukru dodała odrobinę gorącej wody.
I znów ciasteczka zastygały w zimnie przez parę godzin…. Ale po tym czasie: słuchajcie – efekt był makabryczny!!! Oczywiście w pozytywnym znaczeniu słowa :). Dynie i duchy straszyły, ale i wywoływały ślinotok. I o to chodziło! Oczywiście, jak widzicie sami, samo upieczenie bezglutenowych ciasteczek na Halloween to drobiazg w porównaniu z ich strojeniem. Ale… otrzymujemy produkt najwyższej jakości, bezpieczny, smaczny, ze zdrowych i dobrych gatunkowo składników. Sklepowe słodycze na Halloween, pełne chemii i byle jakich składników, możemy omijać szerokim łukiem :). Przy okazji przeczytajcie ich długi skład…
– Ja chcę takie ciasteczka na szkolny konkurs na gadżet związany z Halloween! – zawołała Zosia, zauroczona stworami. OK… Ciocia Asia pomogła przygotować papierowy koszyk. W tych samych foremkach upiekliśmy bezglutenowe serniczki:
https://bezglutenowamama.pl/bezglutenowe-serniczki-z-daktylami/
Zdobienie odbyło się natomiast według tego samego, żmudnego schematu… Polewa, stygnięcie, polewa, stygnięcie, polewa, stygnięcie… Nie, nie, dla dzieci to czekanie jest stanowczo zbyt nudne.
Wiecie co, nie wiem, czy na samo Halloween będzie mi się chciało robić trzecie podejście… Chyba wymyślę inny przepis, by uprościć nadawanie ciasteczkom makabrycznego wyrazu. Spoko, dla Jagiełki Bezglutenowej nie ma rzeczy niemożliwych :)!
Poszłam dziś odprowadzić Zosię do szkoły. Koszyk zaniosłyśmy na wystawę gadżetów, na korytarz. Nauczycielka, gdy dowiedziała się o jego zawartości koszyka, natychmiast zaleciła przynieść go do klasy.
– To bezglutenowe ciasteczka na Halloween. Ich degustacja jest wpisana w pracę konkursową – wyrecytowała Zosia, podając anglistce koszyk z bezglutenowymi łakociami. Nauczycielka poczęstowała się i ani okiem nie mrugnęła nie wieść, że to są ciasteczka bezglutenowe.
W tym momencie poczułam, jak Zosia ścisnęła mnie mocno za rękę. Bo wczoraj było zupełnie inaczej. W parku poczęstowałyśmy pewną dziewczynkę landrynkami bezglutenowymi. Jej mama obejrzała opakowanie i prychnęła:
– Łe, bezglutenowe, to pewnie niedobre….
A my z Zosią poczułyśmy się, jakby ktoś zbił nam sztylet w serce. Po co ona tak powiedziała? Przecież nawet nie spróbowała naszych pysznych landrynek….
Uwaga: Osoby uczulone na jajka mogą z nich zrezygnować w przepisie na pełnoziarniste ciasteczka , ale powinny zmniejszyć odrobinę ilość mąki. W przepisie na sernik jajka da się pewnie zastąpić bezglutenowym zamiennikiem jaj.
(*) Przepis na ciasteczka pochodzi z książki „Amarantus smacznie i zdrowo. Bezglutenowe przepisy kulinarne” autorstwa Grażyny Konińskiej i Waldemara Sadowskiego, wydanej przez Ekoprodukt.