Dzisiejsze bułeczki piekłam specjalnie dla Zosi, która wróciła z bezglutenowej kolonii. Chciałam, by były wyjątkowe w kształcie, smaku i składzie.
Słuchajcie, upiekły się fenomenalnie! Amarantusowe, a więc bardzo zdrowe i smaczne. Dodatek jajka wzbogacił ich wartość odżywczą oraz strukturę i smak. Po raz pierwszy też odważyłam się wlać ciasto do silikonowych foremek. Bułeczki znalazły wielu amatorów, także wśród glutenowych dzieci :).
– 50 g bezglutenowej mąki amarantusowej Amarello lub Szarłat (można zemleć w młynku nasiona amarantusa);
– 200 g bezglutenowej mąki chlebowej (użyłam koncentratu ciasta chlebowego Glutenexu z licencjonowanym Przekreślonym Kłosem);
– 10 g świeżych drożdży (lub 4 g suszonych);
– 1 łyżeczka cukru;
– 1/2 łyżeczka soli;
– 4 łyżki oleju;
– jajko do ciasta;
– jajko do posmarowania bułek;
– około 130 – 140 ml letniej wody (jeśli nie dodamy jajka, wody ma być 180 ml);
– łyżka jogurtu naturalnego (w temperaturze pokojowej);
– ziarna do posypania (mak, czarnuszka, słonecznik, dynia, sezam);
Z łyżki ciasta chlebowego, łyżeczki cukru i drożdży (w temperaturze pokojowej) oraz paru łyżek wody zrobiłam w garnuszku rozczyn. Odstawiłam go na 10 minut. W tym czasie przesiałam obie mąki, dodałam do nich sól oraz jajko (w temperaturze pokojowej). Gdy rozczyn się spienił, dodałam go do ciasta wraz z letnią wodą. Wymieszałam składniki drewnianą łyżką, na końcu dodałam olej i znów mieszałam. Ciasto wydawało mi się zbyt rzadkie, więc dosypałam dwie łyżki mąki.
Ciasto przykryłam mokrą ściereczką i odstawiłam na 20 minut, by podrosło. Po tym czasie stało się porowate, ale znów rzadkie, więc ponownie dosypałam dwie łyżki mąki i delikatnie wymieszałam łyżką. Silikonowe foremki posmarowałam masłem i obsypałam bezglutenową bułką tartą (można bezglutenowym amarantusem ekspandowanym itp.). Do foremek nałożyłam masę – do około połowy wysokości.
Posmarowałam roztrzepanym jajkiem i posypałam ziarnami. Przykryłam foremki mokrą ściereczką, by bułki nieco podrosły. Po 10 minutach wstawiłam foremki do zimnego piekarnika i nastawiłam temperaturę na 175 stopni C. Gdy piekarnik nagrzał się, ustawiłam termoobieg. Bułeczki piekły się 20 minut (gdy piekarnik nie ma termoobiegu, bułeczki piecze się w temp. 200 stopni C, grzanie góra-dół przez około 20-30 minut – też wstawia się foremki do zimnego piekarnika).
Po 20 minutach nasze amarantusowe, bezglutenowe serca były gotowe! Wyrośnięte, pachnące, chrupiące….
Wzięliśmy nasze bułeczki do znajomych glutenożerców. Ich trzynastoletnia córka spróbowała jedną i… od razu sięgnęła po drugą. Zajadała na sucho, bez masła i jakichkolwiek dodatków. Nasze szkraby zjadły bułeczki na kolację, z masłem i mięsem z przyprawami. Bułkami nie wzgardził też glutenożerny Daniel. jaki z tego wniosek?
Nasze amarantusowe bułeczki z jajkiem można śmiało serwować dzieciom, które niedawno przeszły na dietę bezglutenową i jeszcze trudno im zaakceptować nowy smak bezglutenowego pieczywa!
Tym bardziej, że są zdrowe, gdyż upieczone w domu i zawierają sporo bezcennego dla celiaków amarantusa. Amarantus zawiera najwięcej białka spośród wszystkich zbóż. Żadne inne zboże nie zawiera tyle makro- i mikroelementów, ani błonnika (ważne przy zaparciach, które często towarzyszą osobom na diecie bezglutenowej).
– Jest w nim więcej magnezu, niż w czekoladzie, więcej wapnia, niż w mleku i więcej żelaza niż w szpinaku – zachwalają Grażyna Konińska i Waldemar Sadowski, autorzy książki „Amarantus smacznie i zdrowo. Bezglutenowe przepisy kulinarne” – podstawowy przepis na te bułeczki pochodzi właśnie z tej książki – ode mnie pochodzi pomysł na dodanie jajka i jogurtu.
Lubicie amarantus? Jedna teoria mówi, że jest z nim podobnie jak z gryką: można go tylko kochać lub nienawidzić. Nie można zaś być wobec niego obojętnym :). Jak jest u Was?