Ten przepis bezglutenowy uwielbiają wszystkie dzieci, z którymi pracuję na warsztatach. Bo te babeczki nie mają żadnych alergenów, dlatego mogą je przygotować i zjeść wszyscy. Bezglutenowe babeczki wegańskie to jeden z hitów. Bo dzieci lubią wszystko, co malutkie. Zerknijcie: w składnikach nie ma żadnych alergenów, jest za to mnóstwo zdrowych składników.
Buraki zetrzyj na tarce o drobnych oczkach. Nie odciskaj soku. Mąki przesiej z sodą, cukrem waniliowym i przyprawą do piernika. Siemię lniane zalej gorącą wodą, dokładnie wymieszaj i odstaw na 3 minuty. Piekarnik nastaw na 170 stopni (termoobieg). Zmiksuj cukier z olejem i dodaj papkę z siemienia lnianego. Ponownie zmiksuj. Dodaj starte buraki wraz z sokiem oraz powidła. Miksuj na wolnych obrotach – do połączenia składników. Mokre składniki przelej do suchych i ponownie zmiksuj ciasto – ma być gęste. Przełóż je do papierowych foremek na babeczki i wstaw do piekarnika na 20-25 minut. Patyczkiem sprawdź, czy Twoje bezglutenowe babeczki wegańskie są upieczone. Wystaw je do ostudzenia.
Połącz w garnku wszystkie składniki na polewą karobową i gotuj na małym ogniu przez 5 minut. Powstanie jednolita, niby-czekoladowa masa. Przepyszna! Polewa „czekoladopobobna” dość szybko gęstnieje – odczekaj chwilę, aż przestygnie i od razu dekoruj te przepyszne bezglutenowe babeczki wegańskie.
Jeśli zależy Wam na dobrych składnikach, a jednocześnie chcecie sprawić dzieciom frajdę słodkimi wypiekami, to te muffinki bezglutenowe są idealne. Proponuję jednak, abyście nie zdradzali zbyt wcześnie ich składu…. Na moich koloniach z dietą bezglutenową serwowałam babeczki całej naszej grupie. Te wegańskie babeczki bezglutenowe przygotowali chłopcy na kulinarnych warsztatach bezglutenowych dla dzieci. I tylko oni znali ich skład. Wiedzieli jednakże, że będą pyszne i gorąco zachęcali dziewczyny do degustacji. I wiecie co? Gdy już dziewczyny poznały skład tego wypieku, stwierdziły, że takie same babeczki przygotują w domu. A że z buraka? Przez to są zdrowsze!
Przepis pochodzi z książki Katarzyny Jankowskiej. Książkę recenzowałam kilka lat temu.