Cześć, witam was w zakładce Bezglutenowa Zosia!!!!!!! Jakiś czas temu wróciłam z dwudniowej wycieczki klasowej. Postanowiłam więc opisać wam, gdzie można zjeść bezglutenowo (w Toruniu) i jak można się dobrze bawić mimo diety bezglutenowej. Obie z mamą byłyśmy miło zaskoczone. Co prawda wycieczka była prawie miesiąc temu, ale miałam ogrom nauki i naprawdę brakowało mi czasu na pisanie bloga.
Zwiedzaliśmy między innymi muzeum piernika. W programie były warsztaty pieczenia toruńskich pierników. No i tu zaczynają się schody dla bezglutenowego ucznia na wycieczce. Jak powszechnie wiadomo, do zrobienia pierników potrzebna jest mąka. Zazwyczaj pszenna czyli glutenowa. Za zgodą mamy wzięłam udział w tych warsztatach, bo przecież nie mam alergii na gluten tylko celiakię, nie szkodzi mi więc mąka, której dotykam. Mama uprzedziła mnie tylko, żebym po warsztatach oczyściła bluzkę i dokładnie umyła ręce. Tak też zrobiłam i wszystko było OK. Na szczęście zrobione przez nas pierniki były niejadalne – tak powiedział pan cukiernik. Służyły tylko do ozdoby. Uff, kamień spadł mi z serca, bo obawiałam się, że wszyscy będą zajadać te pierniki. Wszyscy, oprócz mnie.
No, ale w sklepiku z pamiątkami można było kupić jadalne pierniki z wizerunkiem Batmana, w kształcie telefonu i z innymi wzorami. Przed wycieczką poszperałam w Internecie i okazało się, że nigdzie w Toruniu nie można kupić bezglutenowych pierników. Na ten problem jest rada: wystarczy zabrać ze sobą z domu bezglutenowe pierniczki. Pierniki mają długi termin przydatności więc jest gwarancja, że nie zepsują się w plecaku lub torebce. Jak zawsze z pomocą przyszła moja mama: dała mi na wycieczkę pudełko domowych pierników bezglutenowych z karobem zamiast kakao (muszę unikać kakao, bo mnie uczula). I gdy wszyscy zajadali glutenowe pierniki, ja wyjęłam z plecaczka swoje bezglutenowe pierniczki. Pycha!
No, ale dosyć o piernikach. Zatrzymaliśmy się na nocleg w Forcie IV. Tam podano mi pyszną obiadokolację składającą się z ziemniaków i smacznej nóżki z kurczaka. A, zapomniałam o zupie. Był to pachnący rosół z bezglutenowym makaronem literkowym. Następnego dnia jedliśmy w mieście – koło rynku, w barze mlecznym „Pod Arkadami” przy ul. Różanej. Tam dostałam prawie to samo, co moi koledzy z klasy. Mianowicie były to ziemniaki, ogórki kiszone i kotlet (mój kotlet był co prawda bez panierki, ale smakował naprawdę wybornie). Udało mi się zrobić zdjęcie tej potrawy. Nie jest to profesjonalna jakość, ale robiłam je telefonem. Chciałam pokazać mamie, co jadłam na tej wycieczce. Bo przed moim wyjazdem do Torunia moja mama ustalała z szefami obu kuchni moje wyżywienie. A za pośrednictwem wychowawczyni przekazała szefowi kuchni bezglutenowy chleb, szynkę i bezglutenowy makaron literkowy. I wszystko poszło super! A następnym razem, gdy pojedziemy do Torunia całą rodziną, na pewno odwiedzimy restaurację Celia Cooking – bezglutenową restaurację w Toruniu. To by było na tyle w dzisiejszym materiale. Zapraszam do czytania poprzednich tekstów, jak i następnych. Już teraz zapowiem, że następny artykuł będzie o I komunii bezglutenowej. Do zobaczenia, Cześć!!!!!!!!
A tutaj możecie przeczytać, co napisała Bezglutenowa mama o szkolnej wycieczce bezglutenowego ucznia do Torunia:
Zosia wróciła najedzona z wycieczki
A tutaj znajdziecie informacje o wszelkich wyjazdach bezglutenowych dzieci: