W kaszy gryczanej firmy Kupiec, oznaczonej jako „produkt z natury bezglutenowy” znalazłam parę dni temu ziarno, które z pewnością nie jest gryką. Nie wiem, czy jest ziarnem glutenowym czy jakąś zaplątaną trawą. Ale dla mnie to wyraźny sygnał, że nie należy ufać producentom.
Dlatego nadal będę bawić się w Kopciuszka i przebierać wszelkie kasze i strączki, nie kupię też siemienia lnianego z niesprawdzonej firmy.
Kilka tygodni temu otrzymałam zwrotnego e-maila z firmy Kupiec. Zapewniano mnie, że napis „produkt z natury bezglutenowy” nie jest marketingowym chwytem, ale oznacza to samo, co „produkt bezglutenowy”. Dowiedziałam się też, że Kupiec kupuje ziarna od firm, które u siebie je maszynowo selekcjonują i dostarczają wraz z badaniami na zawartość glutenu. Dla zapewnienia stuprocentowej czystości produktu, firma Kupiec na własną rękę wykonuje badania i sprawdza każdą partię ziaren.
Dzięki tak wnikliwej kontroli zdarzyło się, że Kupiec zwracał np. grykę dostawcy, ponieważ była zanieczyszczona glutenem.
Cóż, to tylko potwierdza, że kaszą (gryczaną, jaglaną, quinoa itp.) w pełni bezglutenową będzie tylko taka, którą sama przebiorę w domu niczym biedny Kopciuszek…
Rzadko jadam palona kaszę gryczaną, bo przerzuciliśmy się na wartościowszą i delikatniejszą w smaku białą. Ale parę dni temu kupiłam paloną kaszę, by upiec na urodziny Zosi serniczki z kaszy gryczanej. Wybrałam kaszę firmy Kupiec – bezglutenową. Dla spokoju sumienia przebrałam ją starannie na talerzu. I znalazłam jakieś podłużne ziarno, zupełnie odmienne od kaszy gryczanej….
Brrrr – nie wyobrażam sobie więc jadać kasz lub ryżu z woreczka. Tam dopiero się może dziać…. ;) A jakie są Wasze doświadczenia? Przebieracie bezglutenowe kasze czy zdajecie się na deklaracje producentów?