Blog

Blaski i cienie karmienia naturalnego

14/04/2017

Blaski i cienie karmienia naturalnego

14/04/2017

Drukuj
UDOSTĘPNIJ

Miałam to szczęście, że i Zosię i Antka karmiłam naturalnie. Ten czas wspominam jako jeden z najcudowniejszych w życiu, choć początki były bolesne i okupione łzami. Ale dzięki determinacji, a także pomocy wspaniałej położnej, najstarszej siostry, przyjaciółki oraz męża, udało się nam pokonać trudności. Dziś wiem też, że kobieta z celiakią w szczególny sposób powinna zadbać o odporność swojego dziecka. I dlatego Bezglutenowa mama wspiera karmienie piersią (KLIKNIJ TUTAJ).

Laktacja zaczyna się w głowie

Justyna Długiewicz (na zdjęciu), zaprzyjaźniona i najlepsza na świecie położna noworodkowa mawia, że laktacja zaczyna się w głowie. I ma rację. U mnie laktacja zaczęła się wiele lat przed pierwszą ciążą, gdy widziałam moją najstarszą siostrę oraz przyjaciółkę, karmiące naturalnie. Pamiętam wzruszenie i niezwykłą bliskość, która udzielała się mimowolnym uczestnikom tej niezwykłej ceremonii. Gdy wiele lat później zaszłam w ciążę, karmienie piersią było dla mnie oczywiste i naturalne. Wiele czytałam na ten temat, byłam w szkole rodzenia, korzystałam z wiedzy przyjaciółki i siostry. Nie mogłam się doczekać tego niezwykłego momentu. Ale też bałam się, bo zewsząd słyszałam też historie o bolących piersiach, braku pokarmu, o zapaleniu piersi, o nawale pokarmu…

Butelka? Nie, dziękuję

Gdy Zosia przyszła na świat, od pierwszego momentu uczyłyśmy się karmienia. W szpitalu pomagała mi zaprzyjaźniona położna. Uspokajała, że w pierwszych godzinach noworodek wcale nie musi dużo jeść, że ma prawo płakać i denerwować się przy piersi. Mówiła, że to wszystko jest naturalne i trzeba dać czas sobie i dziecku. Z takim wsparciem czułam się bezpieczna i silna. Ale w drugiej dobie odwiedziła mnie inna położna. Jeszcze wtedy żyłam w przekonaniu, że wszystkie położne są ekspertami i gorącymi orędowniczkami karmienia naturalnego.

Zosia nie może sobie poradzić z jedzeniem z lewej piersi. Jak możemy jej pomóc? – poprosiłam o radę. Położna wyszła i po 5 minutach wróciła z …. butelką z modyfikowanym mlekiem.  Nie skorzystałam, byłam wściekła: „Jak ona mogła przynieść butelkę ze sztucznym mlekiem? Przecież nie prosiłam jej o to!?” Miałam wewnętrzne przekonanie, że mimo początkowych kłopotów poradzę sobie bez sztucznego pokarmu. I nadal po swojemu uczyłam siebie i Zosię karmienia piersią. Z różnym skutkiem rzecz jasna, ale ciągle wytrwale…

Ból, płacz i stres

Pierwszy miesiąc był niezwykle trudny. Pamiętam ból sutków, nawał pokarmu w trzeciej dobie, potem zapalenie piersi. I ten strach, że Zosia jest głodna. Bo płakała, podkurczała nóżki, długo spała. Wszystkie sygnały były dla mnie niepokojące, a ponieważ po porodzie hormony wirowały, martwiłam się na zapas. Tym bardziej, że początkowo Zosia najwyraźniej trudniej radziła sobie z jedzeniem z lewej piersi. Płakała, denerwowała się, wyginała. Od paru osób usłyszałam nawet, że mam dziecka nie męczyć i podać jakieś normalne mleko…. Z prawą natomiast szło jej świetnie. Doszło do tego, że gdy zbliżała się godzina karmienia z lewej piersi, byłam spanikowana i zestresowana, z nerwów zajadałam  się tonami chrupiącej marchewki…

Ale miałam to niezwykłe szczęście, że znałam wspaniałą położną z pierwszej w Lesznie szkoły rodzenia. Justyna telefonicznie i osobiście udzielała mi konsultacji, pomagała znaleźć rozwiązanie. W tej sytuacji podpowiadała, by mimo wszystko przystawić Zosię do lewej piersi, zachęcać ją do wysiłku i jedzenia, a dopiero po paru minutach podać jej mleko z butelki. Oczywiście miał to być mój pokarm naturalny, wcześniej odciągnięty na tę okazję. I Justyna i nasz pediatra wspierali mnie dodatkowo mówiąc, że Zosia w końcu poradzi sobie z tym kłopotem. Tym bardziej, że nie pójdzie do sklepu po mleko w butelce, a instynkt nakaże jej szukać pokarmu tam, gdzie ma najbliżej….

Wylane mleko…

Z tego okresu pamiętam jedno zdarzenie. Otóż niezbyt dobrze radziłam sobie z odciąganiem pokarmu, ale wytrwale „zdobywałam” te 60-90 ml mleka. Nie było to łatwe, tym bardziej, że korzystałam wtedy z najprostszego, najtańszego laktatora z gumowa pompką. Pewnego wieczoru postawiłam na stole butelkę ze świeżo odciągniętym pokarmem i odeszłam na chwilę do pokoju. Gdy wróciłam, mleko było wylane, a butelka pięknie wyczyszczona. Otóż glutenowy Daniel był przekonany, że butelka stała uszykowana do mycia…. Do dziś z rozbawieniem opowiadamy tę historię, wspominając tamten czas (choć w tamtej chwili zestresowanej młodej mamie wcale nie było do śmiechu).

Chcę podkreślić coś bardzo ważnego. Otóż bardzo sobie ceniłam (i do dziś cenię) postawę glutenowego Daniela, który ani razu nie powiedział, że mam sobie dać spokój z tym karmieniem piersią i podać Zosi sztuczne mleko. Cierpliwie znosił moje łzy i stres i to, że w zasadzie rzadko mogłam odejść od Zosi na dłużej, niż 2-3 godziny. Podobnie było dwa lata później przy Antku, który z kolei nie wytrzymywał bez karmienia dłużej niż 30 minut…. To było bezcenne wsparcie.

Denaturat czy kapusta?

Jak wspomniałam, pierwsze tygodnie były trudne dla nas wszystkich. Piersi szalały, produkując ciągle więcej i więcej pokarmu. A Zosia miała taki sobie apetyt. To się musiało skończyć nawałem, a potem zapaleniem piersi… Położna z rejonu radziła, bym robiła okłady z gazy nasączonej denaturatem. Całe szczęście, że nie posłuchałam i zadzwoniłam do Justyny.

Rób okłady z kapusty – radziła najlepsza na świecie położna noworodkowa i choć nasz doktor nieco drwił z tych babcinych metod, mnie pomagały. Pamiętam, jak co kilka godzin wyjmowałam z lodówki liście kapusty, obijałam je tłuczkiem, a następnie wkładałam pod biustonosz. Sąsiadki pytały potem, czy w nocy tłukę schabowe…. Ale to naprawdę przynosiło ulgę piersiom! Pomagały też mrożone warzywa, owinięte pieluchą i przykładane do piersi. I pomagały krótkie kąpiele w chłodnej wodzie (z kolei tuż przed karmieniem należało rozgrzać daną pierś krotką kąpielą w ciepłej wodzie).

Nie uniknęłam jednak zapalenia piersi. Teoretycznie byłam przygotowana na taką sytuację, ale ból pamiętam do dzisiaj…. Wiedziałam jednak, że to żadna przeszkoda w dalszym karmieniu naturalnym. Ginekolog przepisał mi antybiotyk, a Justyna pocieszyła mnie, że w opanowaniu sytuacji pomoże…. Zosia. Tak, właśnie mój noworodek miał leczniczą moc. Wystarczało układać Zosię w odpowiedniej pozycji (w tym przypadku zza pachy) do karmienia. Jej policzek rozgrzewał pierś i kanaliki i to działało jak balsam.

Karmienie jak z płatka

Po zapaleniu piersi wszystko stało się prostsze, kłopoty zniknęły jak ręką odjął. Zosia nauczyła się w końcu pić z obu piersi i nie musiałam już odciągać pokarmu (kilka woreczków z pokarmem naturalnym czekało jednak w zamrażarce „na czarną godzinę”, raz skorzystałam też z pomocy elektrycznego laktatora, który wypożyczyłam z zaprzyjaźnionej szkoły rodzenia). Zniknął stres przed karmieniem. Przez pół roku pokarm naturalny dostarczał Zosi dniem i nocą najlepszych składników odżywczych, witamin i probiotyków (KLIKNIJ TUTAJ). Wszystkiego, co najlepsze. Mogłam karmić Zosię o każdej porze, bez szukania podgrzewacza, bez wyparzania butelek czy biegania do apteki po mleko. Oczywiście to oznaczało, że mogłam się z Zosią rozstawać na maksymalnie 2-3 godziny. To był jednak niezapomniany czas, pełen wzruszeń i bliskości. Ani przez moment nie miałam poczucia, że karmienie naturalne mnie ogranicza. Już wtedy wiedziałam, że w naszym przypadku karmienie naturalne jest szczególnie ważne. Bo kobieta z celiakią, karmiąc dziecko naturalnie,  w szczególny sposób chroni układ pokarmowy swojego dziecka. I przekazuje mu bezcenny dar KLIKNIJ TUTAJ.

Dopiero po szóstym miesiącu wprowadzałam Zosi owoce, warzywa, zupki i mięso – zgodne z ówczesnym kalendarzem karmienia niemowląt. Karmienie piersią zakończyłam, gdy Zosia miała około roku. Wtedy też do diety wprowadziłam jej gluten KLIKNIJ TUTAJ. Celiakię wykryliśmy u Zosi w przedszkolu, gdy miała 3,5 roku. Może właśnie dzięki naturalnemu pokarmowi jej silny układ pokarmowy dopiero wtedy zastrajkował?

Gdy mama musi zmienić dietę….

Przy drugim dziecku karmienie naturalne najczęściej jest już pozbawione trudności, które występują u pierworódki. Tak było i w naszym przypadku. Przy Antku uniknęłam jakichkolwiek kłopotów z karmieniem piersią. Żadnego bólu, kapusty, mrożonek, zapalenia…  Czysta przyjemność i korzyści dla obu stron. Polecam każdej mamie :). Pojawił się jednak inny kłopot: Antek miał wysypkę i bóle brzuszka. Nasz pediatra zaproponował, bym odstawiła ze swojej diety białko krowie i parę innych produktów. Oj było mi trudno…. Ja, niemal uzależniona od białego sera, masła, mleka, wołowiny i jogurtów nagle nie miałam co jeść… Pamiętam, jak patrzyłam na wystawę sklepu mleczarskiego, jak skręcało mnie z głodu i jak musiałam zacząć się żywić kabanosami i kiełbasą (nie byłam w stanie przełknąć chleba z margaryną, a olej kokosowy czy masło klarowane nie były jeszcze wtedy tak popularne). Tak było do 10. miesiąca, a więc do momentu, gdy Antek sam zrezygnował z karmienia naturalnego. A ja do dziś pamiętam smak pierwszej po wielu miesiącach kanapki z prawdziwym masłem….

Dla dobra dziecka i matki

Po co to opisuję tak precyzyjnie swoją historię związaną z karmieniem piersią? Bo Bezglutenowa mama wspiera karmienie naturalne, wiedząc, jak wielką rolę ono odgrywa w życiu każdego dziecka, nie tylko obciążonego genetycznie celiakią lub chorobami układu pokarmowego. Chcę pokazać, że na początku zazwyczaj nie jest łatwo, ale można i warto przezwyciężyć wszelkie trudności. Opowiem jeszcze dwie historie.

Moja przyjaciółka Agnieszka karmiła piersią troje dzieci, wszystkie urodziła w drodze cesarskiego cięcia (porody miała dość trudne i wyczerpujące). To właśnie przy Agnieszce, wiele lat przed urodzeniem Zosi, oswajałam się z karmieniem naturalnym. W 2004 r. moja najstarsza siostra Asia kilka dni po urodzeniu drugiego dziecka trafiła z powrotem do szpitala (20 km od domu). Maleńki siostrzeniec trafił pod opiekę drugiej siostry, a Asia w szpitalu odciągała pokarm, który woziliśmy „na sygnale” noworodkowi. Wojtek był w tym czasie dokarmiany mlekiem modyfikowanym, a gdy jego mama po kilku dniach wróciła do domu, bez problemu wrócili do karmienia naturalnego.

Warto karmić naturalnie. Dla dobra dziecka i swojego. Sukces osiągniemy pod warunkiem, że karmienie naturalne zacznie się w naszej głowie jeszcze przed ciążą. I pod warunkiem, że otrzymamy wsparcie najbliższych.

KOMENTARZE

Co nowego?

Instagram

Bądź na bieżąco

Newsletter

Zapisz się